Nasze Miśki - Odbudowa Pajero II
Dracon40 - 14-01-2017, 21:17 Temat postu: Odbudowa Pajero II Witam
Chciałbym się pochwalić jak odbudowałem i przywróciłem do życia moje Pajero II z 1996 roku. Trwało to długo, pochłonęło sporo czasu i sosu, ale jak wymyśliłem tak zrobiłem.
Napędzany potrzebą chwili i wówczas jakimś tam skromnym budżetem postanowiłem zakupić krótkie Pajero II. Zdarzyło się to zanim znalazłem się tu na forum i z braku dostatecznej wiedzy zanabyłem w RP swoje Pajerko. Cały pic polegał na tym, że będąc kiedyś tam posiadaczem Cherokee'go zachciało mi się coś krótszego, na ramie i z jak najmniejszą elektroniką i koniecznie w dieslu.
Kupiłem w końcu i dotarłem pod dom. Tam dopiero zapoznałem się rzetelnie ze stanem autka. Na pierwszy ogień poszedł aku i pakiet startowy (rozrząd, filtry, oleje), nowy alternator oraz za ostatnie grosze nowe oponki. Nie planowałem go podnosić i dostosowałem się do standardu 235/75 na 15", bo takie fele miał. Padło na AT Discoverer od Coopera i wszystko gra.
Zdawało mi się, że mam już sprawny i ogarnięty samochód, więc można się było oddać pasji do której został ona zakupiony, czyli... wędkowaniu
Kiedyś tam, pakując się z gratami do bagażnika, musiałem wleźć do niego i... tu nastąpił moment zwrotny, bo zapadła mi się podłoga pod nogami.
Nic śmiesznego, bo po rybach i po wyjeździe. No i zaczęło się...
Autko pojechało na przegląd i go nie przeszło. Powód? Nieczytelne numery na ramie... A skąd ja o tym mogłem wówczas wiedzieć? No nie wiedziałem! Były numery na budzie i grało, jak mi się zdawało.
Stanęło na tym, że zacząłem czytać to forum i zebrało mnie na złotą myśl o nowych numerach. Nic innego nie przyszło mi do głowy, z resztą później doznałem oświecenia i pomyślałem, że skoro mam numery, to i ramę też uratuję
Po podsumowaniu kasy, która zjawiła się tak z kapelusza (prezenty na 40-tkę) postanowiłem zgłębić temat remontu auta. Namówił mnie do tego kolega, który sam na podwórku przygotował sobie auto: ja dałem radę, ty nie dasz?
No cóż. Nie ma jak jazda po ambicie. Niestety, mieszkam w bloku, co prawda garaż mam, ale to tylko garaż. Kolega poratował podwórkiem i zaczęło się.
Rozebrałem auto z czego się dało. Wszystko to wylądowało w garażu. Golasem pod eskortą kolegi,w obawie przed policją przejechałem się do niego na podwórko (kilka km za miasto) i tam pozostawiłem auto. Po powrocie do domu zaczęło się myślenie co i jak... co mam, czego mi trzeba, co można zorganizować samemu, co kupić. W sumie kilka nie przespanych nocy.
Po pracy, a pracuję 6 dni i drugie 6 mam wolnych (stąd pomysł na remont) rozebraliśmy auto do gołego. Na bok poszła buda, silnik ze skrzynią i całe bebechy z komory silnika.
Buda na bok i oględziny. Ruina. Rama na kołach bez kataryny. Ruina. Silnik? Kręcił i palił normalnie, więc OK. Jeden argument za.
Decyzja: Robić? Nie robić? No cóż... Robię. Co tam. Grosza trochę jest.
Miałem już nowy numer VIN, który załatwiłem przez rzeczoznawcę (napłakałem mu nieco w ramię) i który nabito na ramę. Tą skorodowaną. Z tyłu już nie było gdzie, a więc wybito na przodzie.
Tej, na której już był, nie szło uratować, więc po namyśle poszukałem drugiej. Znalazłem, kupiłem, przywiozłem busem szwagra i wypiaskowałem. Zrobiłem to sam, bo mam takie możliwości w pracy Wypiaskowaną pomalowałem i zakonserwowałem. Koledzy dospawali ciut tył, bo przy piaskowaniu i obiciu młotkiem wyszły małe dziurki i zrobiłem ją jak należy od zewnątrz i od środka. Poszedł w ruch Cortanin, płukanie, otwory dylatacyjne z dołu ramy i mnóstwo konserwacyjnego środka do profili zamkniętych. Trwało to kilka dni.
Jak już miałem wszystko na wierzchu, to po kolei poszły do remontu mosty tył i przód, łącznie z piaskowaniem i malowaniem. Po mostach pora na piasty i zaciski hebli. W piasty poszły nowe łożyska, w heble nowe tłoczki i reparaturki. Później po kolei poszły sprężyny z tyłu i odboje do nich, amorki zregenerowane, nowe do przodu. Pod wahacze dolne i górne poszły nowe tuleje i odboje,pod drążki wszystkie tulejki i śruby montażowe. Wszystko wypiaskowane, zamalowane podkładami i nawierzchniowo na glans.
Kiedy skończyłem z ramą, zawieszeniem i można było to postawić na kołach, padło na wymianę całego układu zasilania paliwem i układu hamowania. Wszystkie przewody poszły nowe, paliwowe i hamulcowe położyłem od zera. Zregenerowałem korektor siły hamowania i wszytko grało.
W między czasie kolega - ten co mnie namawiał i udostępnił plac budowy - połatał mi budę. Nie spawam i niestety nie mogę. Zdrowie nie pozwala.
Poszły nowe reparaturki nadkoli tylnych, nowa podłoga bagażnika, oraz wstawki w podłogę z przodu. Wstawki w nadkola z przodu i w pasie przednim, w sumie 2 arkusze blachy 1mm Nowe poszły błotniki z przodu, bo stare pod plastikami zeżarła ruda. Masa dobrej roboty, dziesiątki metrów drutu z migomata i kilka puszek uszczelniacza na spawy. Później dziesiątki tarcz na szlifowanie i litry farby podkładowej.
Poskładaliśmy to w końcu do kupy i zaczęło to jakoś wyglądać. Nie wyjściowo, ale już jakoś. Silnik jeszcze nie odpalony i jechać nie ma jak. Dzięki koledze z lawetą dojechało to coś, co miało być autem pod garaż.
Tam nastąpił etap drugi. Mordowanie się ze środkiem. Postanowiłem wzmocnić podłogę i dałem blachę alu ryflowaną na całość podłogi. Na szczęście ta jest dwu poziomowa, ale między fotelami idzie osłona wału. Podzieliłem arkusze jak trzeba i po wykonaniu modeli z kartonu dociąłem i doszlifowałem je jak chciałem. Po przemalowaniu podkładem położyłem wygłuszenia. Na nie blachę ryflowaną. Zastosowałem patencik z nitonakrętkami i pomocowałem jak trzeba. Wykończyłem środek i zabrałem się za malowanie. Wybór był oczywisty. Raptor i tylko on, bo łatwo się kryje, przygotować budę prosto i wygląd jakiś to ma. Kolor dobrałem uniwersalny, taki zielony z palety RAL, aby w gąszczu krzaków nie rzucał się zbytnio w oczy. 2 dni przygotowań i malowanie, co pod gołym niebem zajęło mi 1 dzień. Już myślałem, że przed zimą nie zdążę, bo farba ta potrzebuje nieco powyżej 10 stopni Celsjusza, aby wyschnąć, ale dałem radę w październiku go chlapnąć. Uff... już stał zakonserwowany cały. Na wiosnę skończyłem malowanie całości - zderzaki i konserwacja wnętrza, drobne poprawki przy elektryce i drobiazgi.
Przyszedł czas na odpalenie. Płyny zalane - paliwo, olej do silnika i brum... brum.... Zagadał i zdechł. Cóż. Wymiana filtra paliwa, ale nie gada. Diagnoza? Pompa paliwowa. Trudno, sam nie ogarnę. Minęło trochę czasu zanim kolega mechanik z warsztatem się nim zajął. Cóż. Zarobiony człowiek, jak ja. Czas już nie grał roli. Wiedziałem, że co mogłem sam, to zrobiłem. Teraz kolej tych co się znają.
Trzeba było odstawić auto na plan dalszy i zarobić trochę grosza,bo ten się kurczył zastraszająco podczas remontu autka. Co udało się fuchę ogarnąć, to moneta w auto. I tak na okrągło. Nadszedł w końcu czas, że i moje Pajero wylądowało we właściwych rękach. Kumpel zrobił co należało, ja zapłaciłem co trzeba i dziś... hmm... już tak ze 3 miesiąc auto jeździ.
Podsumowując:
Zrobiłem auto, tak jak chciałem. Pozbyłem się plastików na blasze i rudej w 100%.
Nie rozwiodłem się, bo żonę mam wyrozumiałą choć momentami było ostro. Jak nie praca, to garaż, albo fucha i kasa w auto. A to jak się domyślacie kosztowało. Pracy i monet i czasu dla rodziny sporo.
Znajdą się tacy - jak moja żona - co zapytają: Warto było?
Warto, bo nauczyłem się sporo i teraz nareszcie wiem co mam.
Druga rzecz: jak miałbym to samo przejść drugi raz z innym, czytaj drugim autem, to nie wiem czy bym chciał to powtórzyć.
Niżej fotki:
1. Po zakupie, z dołożonym snorkelem i obecnymi gumami
2. W nagliżu
3. Am face
4. Od tyłu
5. Demontaż
6. Masakra na picu
7. Ganc noje rama
8. Wklejanka
9. Podłoga z tyłu
10. Gotowy tył
11. Gotowy przód
12. Przygotowanie do malowania
13. Po malowaniu
Uff... tyle na dziś.
Nie mam fotek całości, po kompletnym montażu, ale będą niebawem
Aha, wyciągarkę zdjąłem, bo była tak cudnie zamocowana, że nie żałuję że jej nie użyłem. Leży, czeka na inny zderzak, nie pali się na razie.
jacek11 - 14-01-2017, 21:51
Gratuluję nabytku,oraz samozaparcia podczas remontu
Tylko nie widzę fotek
Dracon40 - 14-01-2017, 21:59
jacek11 napisał/a: | Gratuluję nabytku,oraz samozaparcia podczas remontu
Tylko nie widzę fotek |
Dzięki
Poprawiłem fotki są... po trudach
jacek11 - 14-01-2017, 22:09
Rdzy było więcej niż w moim galu Widać ogrom włożonej pracy
Dracon40 - 14-01-2017, 22:37
W sumie....
Rudej więcej niż się spodziewałem, aż nad to.
Piaskowania było co nie miara. Nie dało się na raz, etapami, ale za free
Zleciało mi nieco ponad dwa lata na doprowadzenie Miśka do pierwotnego stanu.
Kasy? Nie pytaj... po pierwszych kilku tysiącach przestałem liczyć... Na szczęście żonka też
Ale warto było
Jogurt - 17-01-2017, 14:46
Hehe, przy tym sporcie ostatnią rzeczą jaką można robić to liczenie
Dracon40 - 18-01-2017, 23:01
Jogurt napisał/a: | Hehe, przy tym sporcie ostatnią rzeczą jaką można robić to liczenie |
dlatego przestałem
|
|
|