Nasze Miśki - Historia Żaby by Gregorbu
Anonymous - 28-01-2006, 17:10
Owszem, mogło być i tak. Jeśli dali centralkę tam gdzie była to spodziewaj sie podobnych zachowań w najbliższym czasie (do pół roku). Ja zazwyczaj owijam je folią i szczelnie oklejam, ale każdy robi po swojemu
Anonymous - 14-03-2006, 15:16
bartek_nkm napisał/a: | Ja zazwyczaj owijam je folią i szczelnie oklejam, ale każdy robi po swojemu | U mnie chłopaki też owinęli centralnę folią i póki co jest o.k.
Historii Żaby ciąg dalszy...
Misiek zaczął łapać muła. Ot, tak sobie, w zależności od humoru. Na tym samym paliwie, przy takiej samej pogodzie - raz było dobrze, a innym razem źle. Skonsultowałem sie z Bartkiem. Do wymiany poszły kolejno przewody (NGK), następnie kopułka i palec rozdzielacza, a na koniec świece (NGK). Oczywiście nei obyło się bez przygód. O ile Marek (Japaneze) nie ma żadnych problemów z dobieraniem części do odpowiedniego auta, o tyle w innych sklepach i hurtowniach po podaniu wszystkich danych łącznie z VIN-em, obsługa nie jest w stanie tego wydedukować (czyt.: wyczytać z katalogu). I tak z Janek zasuwałem ok. 40-50 km na Pragę (1godz. 50 min), by kilka dni później zrobić tę samą trasę i wymienić zakupione części na pasujące do mojego auta. W międzyczasie wyczyściłęm kopułkę i palec i miałęm dwa dni spokoju - Misiek zaczął jeździć normalnie. Wyczyściłem też świece. Po odbiorze właściwych części i wymianie tej nieszczęsnej kopułki i palca okazało się, że Miś nie do końca dobrze jeździ - muł pozostał, choć znacznie mniejszy. Kupiłem komplet świec NGK, wymieniłem i póki co jest dobrze, choć czuję, jakby mu nieco mocy brakowało przy przyspieszeniu. Ale to być może subiektywne odczucie, bo ogólnie nie jest źle.
Zastanawiam się nad demontażem stożka i powrotem do standardowego filtra. Po wymienie kabli, kopułki, palca i świec, silnik pracuje nieco głośniej i basowo.
W zeszłym tygodniu napadło mnie na popracowanie nad wystrojem zegarów. Nie chcę białych tarcz, ale czerwone wskazówki - czemu nie? Zamówiłem na Allegro czerwony marker, wymontowałem zegary i zacząłem się bawić. Zająłem sie najpierw wskazówką poziomu paliwa. By czerwony kolor był widoczny, należało usunąć oryginalną, białą farbę. Potem dopiero malować wskazówki na czerwono. Na szczęście mam w sobie coś takiego, że lubię oglądać postęp prac. Zanim zabrałem się za kolejne wskazówki, zaniosłem zegary do samochodu i podłączyłem. Zonk! Czerwona wskazówka jest prawie niewidoczna na czarnej (a dokładniej rzecz ujmując ciemnografitowej) tarczy. Nawet w nocy efekt jest przeciętny. Pozostał mi zakup tym razem białego markera i przywrócenie wskazówki do stanu poprzedniego - czyli jest znów biała.
Przy okazji zabaw ze wskazówkami powymianiałem wszystkie żaróweczki w zegarach. Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy po podłączeniu zegarów, na stałe zaświeciłą się rezerwa i wskaźnik chłodziwa... Wskazówki pokazywały właściwy stan, a kontrolki świeciły. Ponowna rozbiórka zegarów i... oświecenie. Okazało się, że wymianiając wszystkie żarówki, wymieniłem również tę podświetlającą wskaźniki poziomu paliwa i mieszanki chłodzącej. Odkąd kupiłem Miśka, żarówka ta była przepalona i nawet nei byłem świadom, że te wskaźniki powinny świecic Tak czy inaczej jest dobrze - wskaźniki ładnie świecą na żółto i tak ma pozostać!
[ Dodano: 25-03-2006, 19:09 ]
Zabiegów ciąg dalszy. Korzystając z uroków zwolnienia lekarskiego (wolny czas i brak konieczności dojazdów do pracy), zaprowadziłem Miśka do warsztatu na odkładaną od dłuższego czasu wymianę osłon przegubów zewnętrznych w przednich kołach. Osłonki japońskie, zakupione u Japaneze (a jakże ). Przy okazji wyszło na jaw, że sworzeń wahacza kwalifikuje się do wymiany lub regeneracji (wybrałem to drugie rozwiązanie) oraz łączniki stabilizatorów, wymieniane późną jesienią zaliczają już swoje ostatnie chwile. Wymiana manszet, regeneracja sworznia wahacza oraz ustawienie zbieżności wyniosły mnie 520 PLN. Liczyłem, że będzie połowę mniej! Byłem wściekły. Kiedy wściekłość minęła, zrobiłem małe podsumowanie:
1. Nie wierzyć w cenniki oraz zapewnienia, że usługa ma kosztować tyle a tyle. Zawsze znajdzie się jakiś powód (problem), by cena była wyższa.
2. Nawet jeśli cena jest wysoka, ale usługa dobrze wykonana, zaakceptować i przejść z tym do porządku dziennego. Piję tu w tym momencie do ustawienia zbieżności. Przedtem Miśka usilnie ciągnęło w lewo. Byłem w kilku miejscach i wszędzie efekt ten sam - zbieżność ustawiona książkowo, a samochód ściąga w lewo (oczywiście kołą uprzednio wyważone). Z ciekawostek - w warsztacie szybkiej obsługi Shell odmówiono mi wykonania usługi ustawienia zbieżności, bo samochód jest obniżony i utwardzony, a oni nie mają PROGRAMU do ustawiania zbieżności do takiego auta. Gdyby to było obniżone i utwardzone BMW, to może... Większego steku bzdur nie słyszałem w życiu. Dobrze, że nie mają tego programu. Gdyby byli mieli i ustawili zbieżność według tego programu, mój samochód zapewnie byłby jeździł bokiem, nie przodem.
Teraz zbieżność jest ustawiona porządnie. Potwornie drogo, ale porządnie - auto jeździ prosto.
3. Jeszcze większą nieufnością darzyć części sygnowane przez JC. Moje oryginalne łączniki stabilizatorów wytrzymały 10 lat, z czego 8,5 roku na polskich tzw. drogach. Mechanik był w szoku, bo w stawianych przez niego jako wzór wytrzymałości i niezawodności Volkswagenach i Audi wytrzymują maks. 6 lat. Łączniki z JC wytrzymały natomiast mniej niż pół roku. Więcej się nie skuszę. Łatwodostępność oraz niska cena to tylko pozorne zalety. Nie ma to jak:
Zakupione u Marka w super cenie (bardzo konkurencyjna do syfiastych zamienników JC), grzecznie czekają na zamontowanie.
[ Dodano: 17-04-2006, 23:40 ]
Przygód ciąg dalszy. Żwirowy wjazd na Al. Krakowską w Jankach. Warstwa asfaltu stanowi próg o wysokości ok. 5 cm ponad szutrowe pobocze, a deszcz, ciężarówki i ekipy sprzątające dokonały reszt: potworzyły się doły - przez te doły trzeba pokonać wjeżdżając na Al. Krakowską. Uderzyłem spodem zderzaka w asfalt, drugiego dnia poprawiłęm i oto efekt: połamane zaczepy lewego kierunkowskazu. Uznałem, że nie będzie się opłącało dorabiać zaczepy - na Allegro kupiłęm nowy kierunkowskaz. Zamontowałem i spasowałem - jest lepiej niż było. By było jak należy, wymontowałem drugi kierunkowskaz, wyczyściłem, wymieniłem zczarniałą żaróweczkę na nową. Jak robić, to porządnie!
Przy okazji zabiegów przy kierunkowskazach, Misiek pokazał swoją złośliwą naturę. Znów zwariował autoalarm. Objawy takie same, jak poprzednio: syrena wyje nonstop, cealntralny zamek rygluje drzwi zaraz po ich zamknięciu. Przyczyna: zwarcie kierunkowskazów i spalony bezpiecznik. W ramach cięć finansowych, sam grzebałem przy autoalarmie - z powodzeniem. Przy okazji usuwania usterki, wyjąłem go z błotnika, gdzie był do tej pory zamontowany, ściągnąłem folię i umieściłęm w innym miejscu w środku kabiny. Zrobiłem też porządek z przewodami masy.
Pora w końcu zamontować nowe, oryginalne łączniki stabilizatorów. Początkowo chciałem to zlecić w jakimś warsztacie, jednocześnei bardzio patrząc na ręce mechanikowi. Z braku czasu (praca, a Misiek służy mi jako jedyny środek transportu), opcja warsztatowa odpadła. Pojechałem na święta do rodziców, a przy okazji u chłopaka mojej siostry załatwiłem sobie dostęp do garażu z kanałem. Półtorej godziny niespiesznej i bardzo dokładnej roboty i sprawa załatwiona. Jestem z siebie dumny. Koszty robocizny zerowe, a łączniki zamontowane, jak Service Manual każe.
Dyngusowe spotkanie Mitsumaniaków w McDonalds na Okęciu. Misiek znów złapał jakiś zły humor i kilkakrototnie zakomunikował to autoalarmem. Powrót do domu i sprawdzenie - autoalarm w porządku, nie działa centralny zamek. Nie reaguje ani na pilota, ani na zamykanie/otwieranie kluczykiem czy ryglem wewnątrz auta. Bezpieczniki o.k. Jutro zapewne będę szukał dalej. Dziś już było za ciemno...
[ Dodano: 18-04-2006, 19:39 ]
Centralny zamek znów działa. Zwarcie w instalacji. Ach ci panowie instalatorzy alarmów... Żal 10 cm przewodu, by wszystko ładnie ułożyć, lepiej wszystko robić na styk...
W najbliższych planach: osuszenie silnika - cieknie olej spod klawiatury, jest minimalny wyciek spod misy olejopwej (i) głowicy (tu nie mam pewności - być może cieknie z góry), doprowadzenie do 100% ładu wskaźnika poziomu paliwa (reanimacja lub wymiana czujnika pływaka - podaje zły impuls w skrajnym dolnym położeniu), wymiana klocków i okładzin hamulcowych - obecnie jest 70-80% grubości powłoki ciernej, ale hamowanie jak dla mnie za słabe.
[ Dodano: 01-05-2006, 15:07 ]
Alufelgi 15" wyprostowane i zamontowane. Jest git - lepiej niż zaraz po zakupie. Żadnego bicia czy ściągania. Komfortu brak, prowadzenie wyśmienite.
Kolejne wk***. Ściągnąłem bębny do malowania. W środku obraz nędzy i rozpaczy: źle zamontowany jeden tłoczek! W pewnym położeniu dźwignia ociera o piastę (stąd dziwny dźwięk podczas ostrzejszego hamowania - przy delikatnym, jak zazwyczaj hamuję, zjawisko nie występowało). A oddając samochód do warsztatu celem wymiany linek i bębnów myślałem sobie: nigdy tego sam nie robiłem, hamulce to zbyt poważna sprawa, by samodzielnie eksperymentować! I co??!! Teraz muszę sam to poprawiać! Już sam nie wiem, czy śmiać się, czy płakać z niekompetencji niektórych ludzi...
Anonymous - 01-05-2006, 17:57
Śmiać sie Grzesiu, śmiać............
Anonymous - 07-05-2006, 22:42
Miałem kiedyś podobne problemy. Wytrzymałem pół roku i sprzdałem samochód.
Gratuluję cierpliwości.
Wiem że miłosci to miśków nie da się przliczyć na pieniądze, ale próbowałeś kiedyś zliczyć ile w ten samochód włożyłeś?
Anonymous - 07-05-2006, 23:50
turbomisiu napisał/a: | Wiem że miłosci to miśków nie da się przliczyć na pieniądze, ale próbowałeś kiedyś zliczyć ile w ten samochód włożyłeś? | Owszem, robiłem takie wyliczenia. W chwili obecnej poszło już (nie licząc kosztów paliwa, ubezpieczenia, naprawy po stłuczce) jakieś 15.000 PLN. Dużo, bardzo dużo. Być może popełniłem błąd, że nie sprzedałem auta na początku. Zacząłem inwestować i sprzedaż byłaby nieopłacalna. Kolejna sprawa to fakt, że samochód w moim pojęciu ma nie tylko jeździć. Ma być 100% sprawny i bezpieczny i dawać mi poczucie pewności. Wiele rzeczy robiłem na zaś i na wyrost, choć de facto nei było takiej potrzeby. Ne żałuję wydanych pieniędzy. Wiem, czym jeżdżę, uwielbiam ten samochód, a on mi się pięknie odpłaca. Nigdy mnie nie zawiódł (nie liczę tego, że nie odpalił w zimie - zamarzająca woda w paliwie to przecież nie wina samochodu). Miłość do Misia - być może. Przypuszczam jednak, że gdybym był jeździł autem innej marki, dbałbym o nie tak samo. I na koniec, zacytuję tu Bartka_NKM. Co to byłoby za samochód, w którym nic nie można zrobić, naprawić, ulepszyć. Nuda...
tomusn - 08-05-2006, 13:30
idea jest taka
1. kupić
2. jeździć
3. nic nie robić
4. jak się psuje to sprzedać
5. zaoszczędzone na nic nie robieniu pieniądze, lub inne pieniądze dołożyć i kupić inne, nie wiadomo jakiego pochodzenia, nie wiadomo co za złom itp.
albo
1. kupić
2. jeździć
3. zepsuć
4. naprawić
5. jeździć...
3. 4. 5., 3. 4. 5. i wiesz co masz
no chyba, że już tego auta nie lubisz...
Anonymous - 08-05-2006, 13:45
Jeśli chodzi o mnie, zdecydowanie preferuję 3.4.5. ... 3.4.5. ... Nawet w przypadku wysypania się lożysk w skrzyni zdecydowałem się na naprawę, choć w podobnych kosztach mógłbym nabyć nową (używaną) skrzynię z gwarancją. Wiem, co mam i to najważniejsze.
[ Dodano: 12-05-2006, 21:48 ]
Prac przy Misiu ciąg dalszy. Uszczelniona pokrywa zaworów - tydzień temu umyłem silnik i założyłem nową uszczelkę, wspomagając ją silikonem. Do dnia dzisiejszego sucho. Sprawdzony zapłon (wielkie dzięki dla Bartka - to On znalazł znaczniki, których ja nie mogłem wypatrzeć): 4 st. Brak konieczności regulacji. Zakupiona i wymieniona lampka oświetlająca wnętrze (poprzedniej nie można było zapalić podczas zamkniętych drzwi). Zakupione i zamontowane głośniki 16,5 cm na tył. Do nich zamówiłem pierścienie dystansowe z MDF. Wykonano je na podstawie oryginalnych plastikowych pierścieni.
Wskaźnik poziomu paliwa doprowadzony do ładu - już opada na sam dół jak należy i kiedy należy.
[ Dodano: 13-05-2006, 22:35 ]
Wyregulowany hamulec ręczny. Tym samym poprawianie sprapranej pracy mechanika zakończone. Niestety osłonki bębnów wciąż zardzewiałe i czekają na wymianę Magnetyzery paliwa trafiły z powrotem na swoje miejsce. Wymontowałem stożek i zainstalowałem nowy, standardowy filtr powietrza. Usunąłem stuki i trzeszczenie w bagażniku (uszczelki piszczały w starciu z blachą klapy bagażnika). Zapanowała błoga cisza podczas jazdy.
Anonymous - 21-05-2006, 23:03
gregorbu napisał/a: | I na koniec, zacytuję tu Bartka_NKM. Co to byłoby za samochód, w którym nic nie można zrobić, naprawić, ulepszyć. Nuda... |
Auto idealne mozna tylko sprzedac, bo juz tak nie cieszy. Podliczajac swojego wszlo mi 11 000zl i sie przerazilem, bo troche duzo. Mam juz wszystko co chcialem i pozostala mi jeszcze mechanika, tzn stuki w zawieszeniu. Na szczescie jest jeszce mnustwo drobnostek, ktore zajma mi jeszcze (z moim tempem) kilka lat i tyle tez Colt bedzie ze mna
Anonymous - 28-05-2006, 23:19
Ostatnio sporo czasu spędzam z Misiem. Dokonałem dogłębniejszych oględzin. Do zrobienia są następujące rzeczy:
1. Wymiana uszczelniaczy zaworowych i uszczalniacza wału. Części już są - oryginały . Pokornie czekają na zamontowanie.
2. Uszczelnienie miski olejowej i sprawdzenie, czy nie cieknie spod rozrządu. Kiedy tydzień temu leżałem pod autem, zauważyłem plamy oleju w okolicach rozrządu. Nie wiem jednak, czy to stare czy nowe. Do weryfikacji.
2. Wymiana oleju i filtra (filtr już jest, olej kupię - Max Life 10W40). Chcę jednak najpierw uszczelnić silnik, by olej nie uciekał.
3. Wymiana łącznika tylnego wahacza dolnego (łączenie wahacza z karoserią).
4. Wymiana przewodów elastycznych w hamulcach tylnych.
5. Wymiana szczęk hamulcowych (odklejają się okładziny).
6. ... i pewnie wkrótce znów wyszukam.
[ Dodano: 09-07-2006, 15:42 ]
Żabozielony zaczął smakować w oleju. Nie jestem typem, który przeszedłby z takowym faktem do porządku dziennego, wymieniając olej półsyntetyczny na mineralny i licząc, że „jakoś to będzie”. Postanowiłem zatem gruntownie się tym zająć. Mycie silnika odsłoniło kolejne niedomagania: wycieki spod aparatu zapłonowego (nieduże) i pokrywy zaworów (ciekło aż do samego dołu, sprawiając wrażenie, że i uszczelka głowicy nie trzyma).
Oczywiście na dzień dobry zamówiłem uszczelniacze zaworowe – oryginały Hyundaia. By nie rozbierać silnika, chciałem wymienić uszczelniacze zaworowe bez ściągania głowicy. Niestety po rozpięciu pierwszego z brzegu zaworu (akurat był to 1. zawór wydechowy) wyszło na jaw, że wymiana samych uszczelniaczy nic nie da, bo na zaworze jest wyczuwalny bardzo duży luz. Decyzja mogła być jedna: jadę po całości i wymieniam wszystko jak leci. Zacząłem – nie bez problemów (o których nie mam siły pisać – Japaneze wyciągnął mnie z opresji) – kompletować części:
- uszczelniacze zaworowe już miałem
- komplet zaworów produkcji włoskiej (ssące) i japońskiej (wydechowe) łącznie z prowadnicami
- japońskie pierścienie
- japońska uszczelka pod głowicę KP (wykonanie ori)
- uszczelniacz aparatu zapłonowego ori MGP
- japońskie uszczelki kolektorów (wykonanie ori)
- uszczelniacze rozrządu NOK (wykonanie ori)
- rolka napinacza paska rozrządu GMB
- komplet pasków Mitsuboshi (z wyjątkiem wspomagania – ContiTech)
- polskie łożysko napinacza paska klimatyzacji dopasowane z FSO Polonez
- pompa wody GMP
- austriacki filtr oleju Knecht (wykonanie ori)
- olej na docieranie Lotos 10W40
- płyn chłodniczy Petrygo
Po dwóch tygodniach ponowne otwarcie maski i rozpoczęcie rozbiórki. Ściągnięcie głowicy i takie oto widoki:
Zaraz po zdjęciu głowicy
Nie jest źle. Na gładziach widać jeszcze fabryczne elipsy, a po wyczyszczeniu nagarów z tłoków też powinno być dobrze. I było! Zaskakująco dobrze! Wiadomo - japońska robota.
Po pierwszym, pobieżnym czyszczeniu:
Gładzie:
Tłok
Zużycie cylindrów na poziomie 0,01 do 0,015 mm, owalizacja 0,01 mm, różnica wymiaru tłok-cylinder 0,03 - 0,04. Korby i panewki wyglądały jak nowe. Pierścienie trzymały jeszcze wymiary (luz 0,45 – 0,50 mm, wymienia się, gdy wyniesie 0,8 mm). Głowica wyglądała bardzo dobrze, ale i tak poszła do całkowitej obróbki (delikatne planowanie, polerowanie kanałów, wprasowanie prowadnic zaworowych, docieranie zaworów, kontrola szczelności, spięcie) w renomowanym warsztacie. Przy okazji wyszło na jaw, że absolutnie nie ma potrzeby wymiany prowadnic zaworów ssących. Oryginały zostały więc na swoim miejscu.
Tak wyglądały wymontowane zawory:
A tak nowe:
Wszystko gotowe, można przystępować do składania. Niestety podczas skręcania głowicy pękła jedna śruba. Mimo, że teoretycznie nie są to jednorazówki, a głowica nie była nigdy wcześniej ściągana, jedna śruba została ukręcona. Po kilku godzinach walki udało się ją wykręcić z bloku.
Trzeba zamówić komplet nowych śrub. Zamienniki w ogóle nie występują, jedyne wyjście to oryginały MGP. Telefon do Marka (Japaneze) i szybka decyzja: zamawiamy komplet śrub głowicy, pasek wspomagania (bo w sklepie, w którym się zaopatrywałem po raz któryś z rzędu sprzedano mi nieodpowiednią część i już nie miałem siły ani czasu na kolejne reklamacje i wymiany) oraz nową uszczelkę pod głowicę (ta nowo założona na pewno dałaby sobie radę, ale przy takich ingerencjach i takich wydatkach naprawdę nie ma najmniejszego sensu oszczędzać). Oczywiście Marek nie zawiódł i przesłał w piątek zamówione graty. W sobotę wszystko już poszło gładko. Wszystkie części były uprzednio dokładnie wyczyszczone i wręcz trudno było się pobrudzić przy składaniu silnika.
Po złożeniu silnika i uzupełnieniu płynów ustrojowych, pozostało tylko nauczyć go wolnych obrotów i wyregulować zapłon.
Odpalił (jak zwykle) za pierwszym razem. Do domu dotarłem bez problemów. Teraz 500 km docierania i regulacja obrotów, a po kolejnym 1000 km wymiana oleju na (najprawdopodobniej) syntetyk.
Last but not least, jak mawia się w krajach anglojęzycznych, chciałbym bardzo podziękować BARTKOWI za poświęcanie każdej wolnej chwili (łącznie z wizytami w sklepach i szlifierni, gdy ja nie miałem takowej możliwości) na zajmowanie się Żabozielonym, a przede wszystkim decyzję o podjęciu się tego karkołomnego zadania dowiedziawszy się, że znany i uznany Mechanik zaczął stwarzać problemy i wymyślać powody, dla których nie mógł się zająć autem. Wielkie słowa podzięki także dla MARKA (JAPANEZE) za zdobywanie spod ziemi części niemożliwych do zdobycia, wysyłanie i ogólny profesjonalizm, jakim się wykazał. Jesteście wielcy! WIELKIE DZIĘKI
Bartek - 10-07-2006, 11:26
Faktycznie jazda z zaworami była niezła - znana firma na H pogubiła się kompletnie w doborze.... na cylinder przypadają 3 zawory każdy o innej średnicy. Moim błędem było nie danie zaworów na wzór - wtedy mieliby mniejsze szanse na skuchy (w sumie 2, a jak dobrze policzyć to i 3, więc wcale się nie dziwię, że chcesz o nich szybko zapomnieć )
Śruby głowicy w 4G13 wydają mi się być jednorazowe, mimo, że manual nic na ten temat nie wspomina - są cienkie (fi 8 mm), dokręcane momentem 73 Nm - Na nowych szpilkach MGP czuć było płynięcie na kluczu. W starym komplecie urwałem 6 szpilkę - uszczelke do wykręcania "kikuta" musiałem zdjąć, a była już częściowo zgnieciona - uważam, że sporym ryzykiem byłoby jej zostawienie.
Odnośnie wymienionych części:
- Łożysko napinacza klimy marki FŁT jakiści ponoć nie odbiegającej od Koyo
- uszczelniacz prowadnicy bagnetu - marki nieznanej, kosztował aż 50...... groszy, ale powinien wytrzymać
Jestem również pod wielkim wrażeniem kompetencji i uczynności Marka, bez którego cała akcja ciągnęłaby się w nieskończoność.....
Miło mi, że mogłem pomóc w dopisaniu rozdziału w historii Żabozielonego..... a Agnieszce wczoraj brakowało czegoś na podwórku - przyzwyczaiła się do obecności Colcika u nas.
Anonymous - 10-07-2006, 17:07
Bartek napisał/a: | a Agnieszce wczoraj brakowało czegoś na podwórku - przyzwyczaiła się do obecności Colcika u nas. | Jeśli tęsknota będzie się wzmagała, jestem w stanie co jakiś czas wstawiać Wam Żabozielonego na podwórko - tak na napatrzenie się, bo osobiście wolałbym już nie rozbierać silnika. Zresztą prawdopodobnie w przyszłym tygodniu będzie 500.
[ Dodano: 17-07-2006, 18:53 ]
Pora na małe podsumowanie kosztów operacji:
Komplet (4 szt.) zaworów ssących małych: 84,00 PLN
Komplet (4 szt.) zaworów ssących dużych: 140,00 PLN
Komplet (4szt.) zaworów wydechowych: 68,00 PLN
Komplet (4 szt.) prowadnic zaworów wydechowych: 20,00 PLN
Komplet pierścieni tłokowych: 145,00 PLN
Komplet (10 szt.) śrub głowicy: 250,00 PLN
Pompa wody: 95,00 PLN
Uszczelki pod głowicę (2szt.): 152,00 PLN
Uszczelka kolektora ssącego: 5,00 PLN
Uszczelka kolektora wydechowego: 38,00 PLN
Uszczelka pod pokrywę zaworów: 24,00 PLN
Uszczelniacz wału: 11,00 PLN
Uszczelniacz wałka rozrządu: 11,00 PLN
Uszczelniacz aparatu zapłonowego: 40,00 PLN
Uszczelniacz bagnetu: 0,50 PLN
Pasek rozrządu: 56,00 PLN
Napinacz paska rozrządu: 44,00 PLN
Pasek wspomagania: 27,00 PLN
Pasek klimatyzacji: 32,50 PLN
Pasek alternatora: 25,00 PLN
Filtr oleju: 18,00 PLN PLN
Olej półsyntetyczny na dotarcie: 57,00 PLN
Płyn chłodniczy: 50,00 PLN
Obróbka głowicy: 320,00 PLN
Inne (dodatkowe narzędzia, silikony, środki czyszczące, przejazdy itp., itd.): niepoliczalne
Robocizna, wiedza, wszechstronny support, miłe towarzystwo: bezcenne
Zaplanowane kolejne wydatki dot. zakończenia operacji:
Uszczelka Elring pod pokrywę zaworów: 38,00 PLN
Filtr oleju Knecht: 18,00 PLN
Olej syntetyczny: ok. 100,00 PLN
Kolejne zaplanowane operacje i wydatki:
Wymiana oleju przekładniowiowego: ok. 100,00 PLN
Wymiana szczęk hamulcowych ATE: 110,00 PLN
Wymiana przewodów hamulcowych: ok. 80,00 PLN
Wymiana tulei tylnych wahaczy poprzecznych: 112,00 PLN
Śruby tulei: 50,00 PLN
Robocizna: 0,00 PLN (wkład własny )
Bartek - 21-07-2006, 10:20
gregorbu napisał/a: | Inne (dodatkowe narzędzia, silikony, środki czyszczące, przejazdy itp., itd.): niepoliczalne |
ale szacowalne:
Narzędzia kupione do operacji:
Szczypce do zakładania pierścieni : 75 zł
Opaska do wsuwania tłoków: 25 zł
Nasadka dwunastokątna 10: 25 zł
Klucz oczkowy 10-11 dwunastokątny 10: 15 zł
Benzyna ekstrakcyjna 5l: 24 zł
Papier ścierny 120, 240, 360 = 3 listki do szlifierki użyte przy polerce tłoków i bloku (tylko 360 ): 12 zł
Nitrox Petrol Treatment : 0 zł - użyty ponownie po czyszczeniu mojego silnika
średnicówka + mikrometr: 0 zł - wypożyczona
Klucz udarowy 750 Nm: 0 zł - wypożyczony
Silikon Wurth: 0 zł - darmówka dzięki Grześku jeszcze raz!
przejazdy max 100 km = max 15 l gazu po 1.60: max 24 zł
narzędzia pozostałe - wyposażenie podstawowe garażu - 0 zł - żadnych srtat w sprzęcie
Edit: PS. zapomniałeś o komplecie uszczelniaczy zaworowych
Anonymous - 21-07-2006, 11:16
bartek napisał/a: | zapomniałeś o komplecie uszczelniaczy zaworowych |
Fakt - być może zapomniałem, bo kupiłem je dużo wcześniej, kiedy marzyła mi się jeszcze wymiana samych uszczelniaczy bez ściągania głowicy
komplet (12 szt.) uszczelniaczy zaworowych Hyundai: 21,00 PLN
No taaaak... robi się gorąco. Koszt operacji zbliża się do 2.000 PLN i zapewne w ostatecznym rozrachunku przekroczy tę kwotę. Taniej byłoby kupić nowy (używany) silnik. Taniej, ale czy lepiej...
1. Żabozielony zaczął pić olej, poza tym w zasadzie nic mu nie dolegało. Ten remont to bardziej moje widzimisię niż rzeczywista potrzeba - tym bardziej, że obecnie prawie w ogóle nie jeżdżę samochodem. Ktoś inny wyminiłby olej na mineralny, zużycie oleju spadłoby i nie przejmowałby się niczym innym. Ja z kolei wyszedłem z założenia, że zalanie silnika mineralnym to pierwsza oznaka, że silnik ma już dość.
2. Podczas prac przyświecała mi zasada "żadnych głupich oszczędności", którą wczoraj Bartek skorygował na "w ogóle żadnych osczczędności" . Operacja mogłaby być sporo tańsza, gdybym był się np. zdecydował na części JC, pozostawił oryginalne pierścienie (które przecież jeszcze trzymały normy) czy paski.
Tak czy inaczej - uważam, że warto było. Samochód zachowuje się bardzo dobrze, ładnie przyspiesza niemalże od samego dołu, spodziewam się zmniejszenia zużycia paliwa. A jeśli kiedyś zdecyduję się na sprzedaż, ktoś kupi ode mnie naprawdę zadbany mechanicznie egzemplarz. Tym bardziej, że to nie koniec prac nad autem.
[ Dodano: 30-09-2006, 12:41 ]
Pora na kilka słów podsumowania po przeprowadzonym remoncie. Kosztowało mnie to więcej środków, czasu i nerwów niż początkowo sądziłem i planowałem, ale było warto. Na chwilę obecną auto przejechało ok. 2500 km. Na oleju półsyntetycznym Lotosa (docieranie). Zużycie oleju znacząco spadło: ok. 0,1 l/2500 km. Spadło spalanie: ok. 8,2 w mieście (Wawa), a przed remontem w tych samych warunkach było 9,5 l. Prędkość maksymalna, jaką udało mi się osiągnąć to 176 km/h. Dwie osoby na pokładzie, pełny bagażnik i trochę bagaży na tylnej kanapie. Koła 15", więc de facto prędkość pokazywana przez prędkościomierz nieco niższ niż rzeczywista. Pomiar prędkość był wykonany jednorazowo w bezpiecznym miejscu i przy sprzyjających warunkach i miał na celu jedynie weryfikację osiągów po przeprowadzonym remoncie. Jutro zmiana oleju na syntetyk Mobil 1, wymiana filtra i końcowa regulacja zaworów.
[ Dodano: 30-09-2006, 13:13 ]
Zdarzenia sprzed 2 tygodni. Pora podbić dowód rejestracyjny. Nie mam żadnych znajomości w stacjach diagnostycznych w Warszawie i nigdy nie przygotowuję auta do wizyty. Wytchodzę z założenia, że ma być sprawne na codzień, a nie tylko doprowadzane do jako takiego ładu przed wizytą u diagnosty. Żabozielony oblewa. Lewa strona przód mocniej hamuje niż strona prawa i wyciek płynu z tylnego prawego przewodu hamulcowego. W tym samym dniu Misiek ląduje w warsztacie. Jest wtorek. W czwartek, na szybko przed spotem odbieram autko ze (jak się okazało nie do końca) zrobionymi hamulcami i podbitym dowodem rejestracyjnym. W sobotę wyjazd do rodziców do Włodawy i tam planowana reszta zabiegów przy Żabozielonym. Wymiana tulei wahaczy tylnych, wymiana dwóch pozostałych przewodów hamulcowych, szczęk hamulcowych, wymiana oleju w skrzyni biegów.
Przy okazji wielkie podziękowania dla Krzyzaka za dobrą poradę w temacie oleju do skrzyni. Po wymainie i przejechaniu kilkuset kilometrów nie poznaję autka - biegi wchodzą ciasno (skrócony drążek), ale wręcz jedwabiście. Problem w wrzucaniem jedynki (przypadłość Miśków) pojawia sięe nader rzadko.
Tuleje i śruby wymianione na nowe, oryginały MGP. Przy okazji wyszło na jaw, że kąty na wahaczach nei były zgodne - różnica półtorej kreski na skali. Przewodów hamulcowych z przodu oraz szczęk niestety nadal nie wymieniłem. Okazało się, żę mam niewłaściwe. Czekam na nową dostawę. Wyrównano balans hamowania z przodu. Okazało się, że wystarczyło poluzować samoregulator z lewej strony. Jest dobrze. Kiedy mechanik zdjął koło, zapytał, po co tu w ogóle zaglądać, skoro już na pierwszy rzut oka widać, że wszystko w porządku. Tarcze i klocki nowiutkie. Fajną miał minę, gdy dowiedział się, że na założonych tarczach Brembo (nie Max ) zrobiłem już ok. 40.000, a na klockach ok. 15.000. Za chwilę podobną minę miał diagnosta, który oglądał auto. Pytali, czy ja w ogóle hamuję, bo po tarczach i klockach w ogóle tego nie widać.
Żabozielony nei byłby sobą, gdyby nie pokazał swojego charakteru. Ni stąd ni zowąd zniknęły mi światła, na stałe zapaliła się kontrolka ładowania. eLEKTRYCY jeszcze nie wiedząc, o co chodzi, już mówili, że nie dadzą rady, że się nie znają. A tak w ogóle japończyk to ma wszystko na odwrót i tu elektryka jest zupełnie inna. Na szczęście mój chrzestny ma warsztat, a jego wspólnikeim jest dobry elektryk, który sam jeżdzi japończykiem i jakoś nie ma problemów z rzekomą odmiennością czy odwrotnością japońskiej elektryki. Od razu znalazł padnięty bezpiecznik "kostkowy" pod maską, odpowiedzialny za światła. Oczywiście na warsztat poszedł też alternator.
I tu znów podziękowania dla Bartka i Krzyzaka za telefoniczne wsparcie w znalezieniu usterki.
I tu zaczyna się barwna historia alternatora by Żabozielony. Alternator w aucie daje ładowanie 15,2, a po wyjęciu i podłączeniu do stacji kontrolnej 14,3. Zdaje się być niby wszystko w porządku. Montujemy go z powrotem - i znów 15,2! Czary! Nie dało się go rozebrać - rdza za mocno trzymała. Na szczęście w warsztacie mieli inny, regenerowany alternator do Miśka. Większy i nieco inaczej montowany, ale po lekkich zabiegach dało sie go bez przeszkód zamontować pod maską Żabozielonego. Jakież wielkie okazało się nasze zdziwienie, że i on pod maską daje 15,2 (a w stacji kontrolnej 14,0). Rozbebeszono mi wszystkie przewody biegnące do alternatora, sprawdzono - wszystko w porządku z nimi. Już na czuja wycięto je i zastąpiono nowymi - i nastał błogi spokój!
Teraz, po wymianie alternatora walczę z obrotami. Może to wina nowego alternatora, może paliwa z Orlenu, jakie zatankowałem we Włodawie. Po włączeniu się wentylatora obroty spadają do ok. 200 i cały samochód wpada w potworne wibracje. Trwa to naturalnei ułamek sekundy, bo silnik krokowy zaraz podbija obroty, ale porzyjemne nie jest. Chwilowo rozwiązałem problem, zwiększając obroty na biegu jałowym do niecałych 1000 rpm, a dziś biorę się za gruntowną regulację.
[ Dodano: 20-12-2006, 11:14 ]
W dniu dzisiejszym minęły dokładnie 3 lata odkąd Żabozielony jest w moim posiadaniu.
Małe podsumowanie: mnóstwo przygód (przyjemnych i nieprzyjemnych) związanych z autem. Mnóstwo wspaniałych ludzi poznanych dzięki niemu. Obecność na 3 zlotach - dzięki niemu. Poznanie mojej wspaniałej kobietki - dzięki niemu.
Żabozielony nawet dzielnie poradził sobie z moją przeprowadzką, pracując jako miniciężarówka i przyjmując na swój pokład ogromne ilości różnych różności o naprawdę znacznej wadze. Nawet lodówkę przewoził. Uwielbiam go!
Anonymous - 08-02-2007, 09:08
08.02.2007.
Przygód z Żabozielonym ciąg dalszy. Od jakiegoś czasu delikatnie falowały obroty, po włączeniu dodatkowych urządzeń obroty spadały do minimum i zanim krokowiec je podbił, całym autem potwornei trzęsło. Na warsztat poszedł zatem alternator. Oczywiście nie obyło się bez problemów. Dwie śruby mocujące szczotkotrzymacz przyrdzewiały - musiałem oddać do rozwiercenia. Demontaż szczotek odkrył prawdę:
W międzyczasie w Lancerze padła pompa wody - dwa samochody pod domem i dwa unierucomione, a umówiona wizyta u Marka (Japaneze) po odbiór części, m.in. kompletu szczotek! Składam alternator na starych szczotkach, a tu brak styku między szczotkami a wirnikiem! A kupująć nowy (używany) alternator otrzymałem informację, że był on regenerowany. Jak później żartobliwie określiliśmy z Bartkiem, był zdegenerowany. Pozostał mi szybki (i drogi) zakup szczotek na miejscu i montaż alternatora. Zadziałało! Alternator ożył, autem już tak nie trzęsie przy zwiększeniu obciążenia na alternatorze. Do Pabianic po części pojechaliśmy Żabą.
Z Pabianic przywiozłem parę części do Żabozielonego i Białego. Na pierwszy ogień, ze względu na warunki pogodowe, idzie Żaba. W najbliższym czasie mam zamiar uzupełnić oświetlenie wewnątrz, zamontować nowe szczęki hamulcowe i popracować nad paroma detalami.
W międzyczasie Żaba została przystrojona w białe kierunkowskazy w błotnikach.
Bartek - 08-02-2007, 09:40
gregorbu napisał/a: | Z Pabianic przywiozłem parę części do Żabozielonego i Białego. |
i jeszcze parę części do błękitnego, grafitowego i srebrnego auta na F, za co publicznie dziękuję bardzo i ponawiam zaproszenie na minimalizowanie skutków pory roku z dostępem do coraz lepszego zaplecza technicznego (kupiłem ostatnio parę fajnych zabawek ułatwiających pracę)
|
|
|