Nasze Miśki - Shogun, dawniej Pajero a gdzieniegdzie Montero
edmunek - 07-12-2023, 22:31
Auto ma się dobrze.
Zamówiłem tarcze i klocki na przód plus zestaw pinów.
Piny okazały się za długie:
ale to nie był największy problem,
bo niedaleko pracy na jednym z magazynów mieli zestaw innej firmy i te akurat pasowały.
O ile demontaż starego zestawu to nie był problem:
tak żałuję, że widok zjechanych klocków zewnętrznych a wciąż średnio zużytych klocków wewnętrznych nie wywołał u mnie zrozumienia, że mam zapieczone tłoczki:
I tak z Sobotniej roboty na 2-3 godziny (bo dorzuciłem czyszczenie rdzy i nakładane owczego łoju) zrobiło się 5 godzin, przyszedł wieczór, padły baterie w roboczej lampie i uznałem, że stronę kierowcy dokończę jak znajdę czas i potem zrobię stronę pasażera.
w tygodniu wyszło, że nie chciało mi się w zimnie do tego siadać (niestety garażu, jako przestrzeni do pracy brak) więc musiało to poczekać do następnej soboty.
Strona kierowcy poprawiona (te nieszczęsne piny), strona pasażera poszła szybciej i łatwiej bo tam nie było walki z tłokami (nowszy/mniej pordzewiały zacisk).
Dzisiaj zamówiłem 2 zestawy po cztery tłoczki (zestaw naprawczy), 5 litrów płynu hamulcowego i kilka innych pierdół (zamówienie na bagatela 600 zł).
Następne na liście do zrobienia to: zaaplikować owczy łój na wnętrze oslony koła zapasowego aby lampki podświetlenia tablicy jeszcze miały się czego trzymać, zmienić wlew paliwa (czeka już pół roku), zmienić filtra paliwa a później mały projekcik w postaci świateł DRL LED Angel Eyes:
Dokupiłem moduł aby przy załączeniu świateł mijania, te światła do jazdy dziennej się wyłączały
(powiem wam, że nie łatwo o taki moduł. cały eBay i Aliexpress to setki identycznych modułów które działają wszystkie tak, że możesz podać dodatkowe napięcie które przygasi DRL o 50%.... :/ )
na razie zastanawiam się, gdzie się będę wpinać:
bezpieczniki od świateł mijania akurat są w komorze silnika więc tu "gra gitara" natomiast zastanawiam się, pod co podpiąć zasilanie świateł do jazdy dziennej (czyli gdzie pojawia się napięcie po załączeniu zapłonu) tak, aby było to stabilne i nie wpływało na pracę tego co oryginalnie jest na tym bezpieczniku.
W następna sobotę jadę do swojego mechanika na czyszczenie EGR/kolektora i wszystkiego innego z nagromadzonej sadzy. Ile jej będzie to nie mam pojęcia. Liczę na przynajmniej 40 koni więcej
Jak już na chwilkę w Anglii przymarzło, tak zachciało mi się gdzieś na zamarzniętych kałużach trochę poszaleć. Specjalnie załączyłem tylko 2H bo nigdy nie miałem tylnonapędowca, ale głupek ze mnie że zapomniałem wyłączyć ASC... tak sobie poszałałem że kontrola trakcji zdusiła moje zapały na tyle, że z "szaleństw" nic nie wyszło
Osobna sprawa, że nie mam tego pięknego modułu który by wyłączał kontrolę trakcji bo ASC OFF to nie wszystko.
A właśnie.
Odnośnie odmy.
Szukałem jakiego czunika MAF kupić i nie mogłem przełknąć cenę za oryginał.
Z resztą.. zamienniki to też ceny od 170 do 300 zł. Niby nie strasznie drogo ale nie mogłem sobie pozwolić na "a spróbujemy, może zadziała" w takich widełkach cenowych.
Na aliexpress znalazłem taki pasujący za niecałe 45 zł.
Czujnik zmieniłem (na wszelki wypadek do starego oryginalnego dokupiłem MAF cleaner w sprayu), odpaliłem auto, przejechałem się na osiedle obok, wróciłem, wysiadłem z auta i jak posłuchałem jak chodzi, tak nie mogłem uwierzyć że Shogun może tak "cicho" brzmieć (na tyle ile pozwala 3.2DID).
Inne auto. Żona również jak to sama powiedziałą, brzmi jak zwykły dostawczy diesel.
Ale - nie ukrywam, że straciło trochę swojego uroku/charakteru, bo dudnił jak czołg
Nawet podjeżdżając do klientów, to często było pytanie co to za "potwór" siedzi pod maską bo był tak głośny (wyobrażcie sobie, że wsadzacie auto do dużego boxa i robicie subwoofer.. to takie basowe dudnienie miałem odkąd kupiłem auto).
Oczywiście auto po zmianie czujnika w końcu nie robi mi numerów, że na zmianę albo jest "żwawe, ale ten skurczybyk ciągnie" do momentów gdzie włączam się na autostradę, wciskam pedał gazu a autko uznaje że "dzisiaj to mi się nie śpieszy".
Więc takie "objawy" zniknęły.
Podejrzewałem na początku że może filtr paliwa jest stary/brudny/przytkany ale faktycznie, ma to sens że odkąd jest przepływka zmieniona to wie ile ma podawać paliwa bo "jest powietrze więc dam Ci też paliwko".
A się człowiek uczy
Tak więc, najbliższe grzebanie to:
rura wlewu paliwa
filtr paliwa
Lanoguard na osłonę zapasowego koła
Światła DRL LED
Zmiana oleju w dyferencjałach (mam już olej i strzykawkę)
Zmiana tłoczków z zaciskach z przodu
Poszukać, zamówić wymienić tarcze i klocki tył
Zmienić płyn hamulcowy
I jakby starczyło czasu jeszcze to zabrać się za progi i podwozie i "czyścić" z rdzy
Do listy doszło jeszcze żeby przemalować listewkę na oknie/drzwiach (ta czarna bo jedna nie wygląda za ładnie)
Kupić w końcu farbę pod lakier i pozalepiać w iście artystycznym stylu odpryski/niedoskonałości
Zabrać się kiedyś za bagażnik dachowy bo gdzieniegdzie są mini zalążki odprysków farby i w tych miejscach jest powierzchowna rdza więc wyczyścić i zamalować czarnym Hammerite'm.
Może kiedyś pokusić się i w końcu kupić nowy szyberdach bo obecny jest w takim a nie innym stanie
A... no i odkryłem sklep gdzie mogę zamówić naklejki z napisem Shogun.
Łatwo nie jest bo na Aliexpress czy innych sklepach można zamówić, ale tylko z napisem Pajero.
Zdjęcia zapożyczone z internetu:
O ile napis Shogun jeszcze znajdę, tak o wiele trudniej będzie z 3200 DID
A może gdzieś w Polsce da się gdzieś zamówić te DI-Diesel 3200?
Krzyzak - 08-12-2023, 07:06
Jak już robisz te tłoczki w zaciskach, to zmiana płynu jest konieczna - większość rdzy pojawia się, bo płyn w zacisku traci swoje właściwości.
Zmieniaj na DOT4+ z plusem na końcu, jest do układów z ESP.
edmunek - 08-12-2023, 09:12
Zamówiłem DOT4 bez plusa. Instrukcja serwisowa dla modeli 2007 nie wspomina nic o płynie DOT4+ natomiast poleca DOT3 lub DOT4.
Nie sądzę, żeby była aż taka różnica żeby się tym mocno przejmować.
I tak będzie lepiej bo nie zdziwię się jak płyn który jest w układzie pamięta jeszcze pana Oshimoto który to wlewał go do układu w fabryce w Shikokuchuo.
Trochę smutno jak się spojrzy że ta fabryka już nie istnieje i została przejęta przez firmę produkującą papier toaletowy :/
edmunek - 18-12-2023, 14:18
Zamówiłem 2 zestawy naprawcze (czyli razem 8 tłoczków),
5 litrów płynu hamulcowego, łapki do zaciskania przewodów hamulcowych
(bo jeśli osuszę pompę ABS to potem się będę jeb*ł z odpowietrzaniem)
i pozostaje planować aby zmienić tylne hamulce i wtedy planować naprawę zacisków/wymianę tłoczków/uszczelek itp itd wraz ze zmianą płynu.
Co do Angel Eyes
Najgorzej było chyba z modułem do DRL LED.
99% ofert na Amazonie i eBayu to moduły które dają "szał ciał" czyli chcesz? To angel eyes będą mrugać na różne kolory i możesz sobie nawet klakson podłączyć...
Ale.. żeby kupić taki jak ja chciałem, to się naszukałem (i żeby nie wydać 200 zł..)
Uparłem się, że o ile przeciwmgielne będą działać tak jak fabrycznie,
DRL LED Angel Eyes mają się uruchamiać dopiero po odpaleniu silnika (a nie z zapłonem)
i mają gasnąć (kompletnie) jeśli zapalę światła (a nie że będa świecić z 50% mocy).
Nie jest łatwo znaleźć taki moduł, ale udało się (i zapłaciłem około 60 zł).
W ten weekend lutownica, koszulki, opalarka, piggy-fuse (złodziejki do skrzynki bezpieczników) i zrobiłem całą wiązkę.
Ale - żeby zmienić lampy przeciwgielne to musiałbym rozpinać nadkola... a na to czasu (i chęci) niestety nie wystarczyło.
Więc wiązka i lampy leżą i czekają.
Zamontuję pewnie po Nowym Roku.
Z Niemiec w ostatniej paczce przyszedł mi zestaw trójkąt plus apteczka która idealnie weszła w przygotowane na to miejsce:
Dodatkowo przyszła mi też lina do holowania (co ciekawe, polskiej produkcji).
Natomiast w w cieple i zaciszu domu zachciało mi się zmian w konsoli
i wymyśliłem że dostanie nowe przyciski i obudowę, bo stara już miała sporo odprysków (z czasów zanim miałem ją w pokrowcu).
Operacja poszła prawie dobrze, bo niestety uszkodziłem ekran.
Zamówiłem nowy ekran, już wszystko miało działać,
to wyleciał taki plastikowy zatrzask/zapadka która trzyma taśmę w gnieździe, więc musiałem domówić jedną płytkę PCB.
W Anglii niby przyszła zima.
Zima przez małe "z" bo przymrozki były przez 6 dni, w parku było fajnie bo sucho i nie trzeba myć psa po każdym spacerze:
a śnieg (w Anglii, Szkocja to osobny temat) spadł tylko w jeden weekend,
tylko w jednym rejonie, paraliżując (kompletnie) okolice Windmere w Lake District:
https://www.youtube.com/watch?v=98T8yRzDVB8
https://www.youtube.com/watch?v=l-ZJmREuBoA
Czyli w Anglii bez zmian. Stabilnie
Na Święta sprawiliśmy sobie "prezent" w postaci biletów na koncert jednego z bardziej znanych zespołów.
Będzie to na 25-lecie więc oczekujemy że będzie to wielkie "show"
Natomiast aby wrócić do tematu motoryzacyjnego,
tak w tą Sobotę zabrałem Shoguna do mojego mechanika aby wyczyścić EGR i dolot z kolektorem.
Na miejscu pojawiłem się na ustaloną godzinę (9:30) i już o 9:52 zaczęła się praca demontażu.
Po ściągnięciu EGR, wstępne podejrzenia były że "nie jest tak źle" jak niektórzy zapowiadali:
Gorzej jak spojrzeliśmy na uszczelkę EGR, która..
no cóż...
nie była przykręcona zbytnio tam gdzie miała być przykręcona:
Po ściągnięciu kolektora zaczęliśmy mocno się głowić jak to możliwe, że auto wciąż w ogóle jeździło:
Wszystko zostało dokładnie wyczyszczone, przepchane i przetkane:
przyszedł również czas obiadku, kolacji, czyszczenia światła idącego do silnika, montażu, wyciągnia wszystkiego co pospadało na osłony silnika:
I tak o godzinie 20:00, odpaliliśmy silnik, nie pojawiły się żadne błędy, nie zauważyliśmy niepokojących objawów,
zgasiliśmy auto, przyszedł czas płacenia i dostałem rachunek na £160 (800 zł).
Jeśli uważacie że to dużo, to podpowiem wam,
że standardowa cena jaką widzę na grupie facebookowej od innych właścicieli Shogunów, to tak od £550 do £900 (2700 do 4500 zł).
Zdarza się, że niektórzy płacą po £250 - £350 jak mają dobrego mechanika.
Zapłaciłem nawet z drobną górką (powiedzmy napiwkiem), mocno wymarznięty odpaliłem auto,
jeszcze się pożegnać było ciężko bo się znowu zagadaliśmy.
Wyjeżdżam spod zakładu, przejechałem spokojnie 2 skrzyżowania,
zadzwoniłem do małżonki że "już" wracam do domu a tu nagle przed wjazdem na rondo depnąłem mocniej i Shogun stracił kompletnie moc.
Do tego stopnia, że naciskanie pedału gazu prowadziło do dziwnych wibracji,
spadku obrotów do 500rpm i krztuszenia się silnika.
Awaryjne, zjazd na krawęźnik, dzwonię do mechanika.
Ten mówi "ok - wracaj".
Powrót był z prędkością 4km/h. O ile nie dotykałem pedału gazu i był na "biegu", tak się toczył.
Dotknięcie pedału gazu prowadziło do krztuszenia się że myślałem że zaraz zgaśnie.
Wtoczyłem się do zakładu i rozpoczęło się szukanie "co go boli".
Na desce brak błędów, nie ma check engine, o ile chodzi na luzie i wciskamy pedał gazu,
tak krztusząc się mniej więcej po 4-ech sekundach nierównego podnoszenia się i opadania wskazówki obrotów dociera do 2000 obrotów,
przestój, nic się nie dzieje przez pół sekundy i dopiero zaczyna iść dalej ale naprawdę mordując silnik dochodzimy do 4000 obrotów.
Ale tylko na luzie.
Na biegu obroty nawet nie idą do góry.
Smród niemiłosierny.
Szukamy błędów a tych brak.
Kompletnie nic.
Ani jednego.
Szukaliśmy trzema różnymi kablami i dwoma oprogramowaniami.
Zero błędów. Auto "zdrowe".
Dochodzi 21:10...
Mechanik dalej szuka czy gdzieś nie ma jakiś dziwnych luzów a ja wg informacji na necie mówię, że może to woda w filtrze paliwa.
"Dobry trop!" bo go ściągaliśmy przecież i listwa do wtrysków była ściągana, ale przecież jakby był zapowietrzony to inaczej by chodził.
A że ja do mechanika to pojechałem z pełnym bagażnikiem cześci i narzędzi (niczym z drewnem do lasu) to zmiana filtra to moment.
Niestety, bez zmian. Dalej coś auto "boli".
Zaczynamy się zastanawiać, że przecież jak był tak zapchany,
to czy czasami to nie było tak, że ktoś już kiedyś tam zaglądał.
Teoria następująca:
Auto miało coraz mniej mocy, poprzedni właściciel pojechał do zakładu.
Tam jakiś ziutek rozebrał EGR, zobaczył ile węgla sobie leży, zrobił wycenę (na sporą kwotę).
Zamiast to wszystko rozbierać, czyścić, tak założył byle jak uszczelkę EGR nawet nie martwiąc się, że nie trzyma za równo bo
i tak MAP nic nie dostaje bo jest za dużo SOOTa wszędzie (serio.. tam gdzie był wężyk od podciśnienia i gdzie był podłączony MAP, to nie było nic światła), po czym wykasowali EGR software'owo.
My jak to wszystko wyczyściliśmy, to podejrzewaliśmy, że może komputer wariuje bo został wcześniej oszukany że tam "nic nie ma" a teraz nagle jest "wicher"?
I tak patrzymy na auto myśląc: i co teraz?
Ale - do objawów że coś jest nie tak, doszedł jeszcze jeden ciekawy "smaczek".
Po zgaszeniu zapłonu, silnik chodził jeszcze sekundę, po czym dopiero gasł.
Rozebraliśmy dolot, patrzymy na przepustnicę a tam "wszystko gra".
Jak tylko przekręcałem kluczyk że auto ma zgasnąć, przepustnica się zamykała i auto teoretycznie miało gasnąć bo przecież "zostało zgaszone".
Nie masz czym palić, to jak to możliwe że chodzisz jeszcze przez sekundę?
I nagle mnie oświeciło.
"Hej.. wytłumacz mi, co to jest EGR i jak działa, od początku do końca".
"No tu masz to, tu działa tak, tu leci to i potem kolektor itp itd.".
"Rozbierz EGR, musi być że EGR jest cały czas otwarty i on spaliny ma wciąż jak go gasimy, może go wyszczyściliśmy i się przyciął jakoś?"
Jest 22:15, wyciągamy EGR a tam:
Nieznanego źródła metalowa podkładka blokuje grzybek zaworu EGR.
Od razu zaznaczam, jeśli myślicie że to my coś zgubiliśmy, to niestety nie.
Cokolwiek wyciągaliśmy co spadło, to wszystko się zgadzało.
Podkładki, śrubki - wszystko pasowało, niczego nie zabrakło i nic też nie zostało.
Ot - niespodzianka po jakimś poprzednim mechaniku.
Jak teraz światło jest takie że myszy mogą biegać, tak wciągnął dawniej zaginioną podkładkę i EGR był cały czas otwarty.
Stąd brak mocy, bo dostał lewe powietrze pełne spalin (stąd smród).
Stąd też dziwnie gasł, bo EGR powinien być zamknięty.
A tam sobie wciąż spaliny krążyły.
Shogun chodzi.
Jak działa?
Działa tak, że niedługo sprawdzam mu czas do setki.
On nie zyskał 50 koni.
On ze swoich nominalnych 170KM, dostał z powrotem ze 110KM i chyba wcześniej miał z 60KM
Jeżdżę nim od prawie roku... ja wiedziałem, że on jest wolny, że takim autem się nie wyprzedza, że to 2.5 tony i "tylko 170KM".
I przyzwyczajony do takiego wyniku nie przeszkadzało mi, że ja dodaję gazu a obroty powoli sobie lecą do góry (płynnie bo płynnie, ale powoli).
Ja podjeżdżając pod długie podjazdy wiedziałem, że on zaczyna ryczeć i nie przyśpieszy ale utrzyma prędkość.
Ja słyszałem jak załącza się turbina i jak robi ładnie blow-offa.
Ale zawsze brałem pod uwagę, że to nie jest auto szybkie bo każdy pisał że "Shogun to wół roboczy a nie auto którym będziesz wyprzedzał".
Na necie piszą, że to 2.5 tony i że to stary (i głośny silnik).
Patrząc jak one są "upalane" na offroadzie to w głowie było zawsze "no ale to nowszy, ten co ma 200KM i pewnie ma mapę wgraną"...
Teraz?
Teraz to ja słyszę non-stop stuku stuku stuku dochodzące z lewej strony.
I myślałem na początku, że ten hałas to z silnika a to żona tylko "stuku stuku stuku"
(jak nie wiecie o co chodzi to naprawdę polecam ten skecz):
fragment od 33:19
https://youtu.be/HjwKv8wmvZ4?feature=shared&t=1988
Mimo, że mam "słabszą" wersję, to:
a) wciska w siedzenie
b) jakże to jest responsywne
c) muszę zmierzyć czas do setki
d) dzisiaj rano na skrzyżowaniu (lekka mżawka) startując i mając zapięty tylko tył (a nie napęd na 4) to kontrola trakcji uznała że "przeginam"
e) jest ciszej, nie muszę go cisnąć aby jechał
f) spalanie spadło tak mocno, że wciąż nie mogę uwierzyć co się wyświetla wg komputera
g) nie śmierdzi za autem (w szczególności na zimnym)
Spalanie.
Odpalam na zimnym, zanim dojeżdżam do pracy małżonki to dopiero w kabinie leci ciepłe powietrze.
Wskazówka dolatuje sobie powoli do 1/4. W jedną stronę jest 7km.
Sporo świateł.
Wg komputera średnie spalanie pomiędzy 13 a 15 litrów na 100km.
Ma to sens bo to przecież zimne, nierozgrzane 3.2litra które co chwilę wyje i ryczy żeby rozpędzić te 2.5 tony.
Jak już wracałem z powrotem na podjazd to tak jadąc delikatnie to komputer zazwyczaj wyświetlał 12l/100 km.
Uznawałem to za "normalne".
Jak wyjechałem w trasę to spalanie po jakimś czasie spadało do 10 litrów na 100 km jadąc na tempomacie 102km/h.
Wg Fuelio - średnie spalanie z ostatnich 10-ciu miesięcy to 12.2 l/100km.
Teraz?
Teraz mogę szaleć, podrzucam małżonkę, jadę dynamicznie, wracam pod dom a na komputerze 11.5 litrów.
Jadąc spokojnie (w mieście) widziałem 10.2l/100km i myślę, że to wciąż nie jest ostateczny wynik.
Na trasę jeszcze nie wyjechałem. Coś czuję że będzie tyle co niektórzy się chwalili na necie (9.2) a ja im nie wierzyłem
I tak po Nowym Roku będzie:
EGR delete
mapa na 200KM i 440Nm
Wg opinii tych co to zrobili, spalanie jest jeszcze niższe a "przyjemność" tylko "wrosła".
I żeby zaraz tutaj nie było "hejtu".
Shogun to nie demon prędkości czy mistrz przyśpieszenia do setki.
Ale jest zupełnie innym autem.
Nie dziwię się teraz tak skrajnie rozbieżnymi opiniami w wielu wątkach,
jak to niektórzy mówią, że to "niesamowite" jak to leci, a niektórzy (jak ja) myśleli że ludzie mocno przesadzają.
Na Święta w tym roku jedziemy dużym
(nie dlatego, bo został wyleczony, ale dlatego że po to właśnie został kupiony).
Mamy małą chatkę gdzieś na granicy z Walią.
Na wszelki wypadek życzę wszystkich spokojnych i ciepłych Świąt.
Spokojnych podróży oraz odpoczynku.
Przyda się nam wszystkim
edmunek - 22-02-2024, 16:30
W dzisiejszym wpisie cofniemy się szybciutko w czasie i wracamy do okresu Świąt Bożego Narodzenia 2023.
Jak co roku uznaliśmy że nie ma sensu siedzieć w domu.
Nie mamy (wokół siebie) rodziny, przyjaciół a znajomi mają swoje święta na głowie.
Więc zgodnie z tradycją, wynajęliśmy mały domek pośrodku niczego.
Trochę psioczyliśmy, bo ceny poszybowały tak w górę, że z trochę zaciśniętymi zębami zapłaciliśmy za 4 noce.
Kiedy zazwyczaj za święta płaciliśmy (przebierając w ofertach) około 300-400 za cały pobyt,
tak w tym roku miesieliśmy się zadowolić nie tylko mniejszym wyborem/ofertą, ale też i ceną (bagatela) 800.
Odnoszę wrażenie, że tak jak kiedyś ceny były akceptowalne bo "w święta nie ma chętnych" to była walka o klienta,
tak teraz realia się zmieniły i z racji dużego popytu, jest też i podwyżka cen.
Tym razem zamiast jechać po 4-5 godzin w jedną stronę, obraliśmy kierunek na południe i już po 160 km dojechaliśmy do celu.
Po drodze jeden przystanek na stacji obsługi podróżnych (ta sama, ulubiona),
mimo że nie mieliśmy jej zbytnio po drodze, to nadłożyliśmy aby uzupełnić zapasy wina/piwa i przekąsek.
Na miejscu byliśmy zupełnie sami.
Klucze czy dostęp jest wszystko organizowane zdalnie więc po przybyciu na miejsce mogliśmy zaznać ciszy i spokoju.
Dojazd do wynajętego domku był wyboisty i po nieutwardzonej drodze i było właśnie tym,
co rok temu sprowokowało nas aby kupić sobie duże auto które nie boi się wyzwań.
Mała chałupka/przyczepa, w środku prysznic z toaletą, sypialnia, mała kuchnia-salon-przedpokój-jadalnia w jednym i do tego jacuzzi.
Taras w widokiem wynagradzał wszystko a pies uznał że będzie ganiać polne myszy lub wracać tylko na jedzenie.
Nie robiliśmy zbyt dużo, w tym roku zdecydowaliśmy się na bardzo spokojne święta.
Nawet nie robiliśmy sobie czy rodzinie prezentów.
Czas spędziliśmy w ciszy, spokoju, odpoczynku i wielu spacerach po okolicznych lasach i łąkach.
Pomimo że bagażnik (tylny) mieliśmy załadowany po brzegi,
cały czas pracowała też i nowa lodówka, tak spalanie było akceptowalne i auto spisało się bez zarzutów.
Przyszedł Sylwester, podjechaliśmy do małego miasteczka się trochę poszwendać
(mieliśmy w planach że posłuchamy zespołu który znamy w jednym z pubów ale z racji że było za dużo ludzi, tak plany się popsuły):
(tablica upamiętniająca że tutaj zmarł Edward Wightman jako ostatnia osoba spalona za herezję w Anglii)
Ale Sylwester również minął nam cicho.
Chyba to już oznaka wieku
Po Nowym Roku było wciąż kilka rzeczy które warto nadmienić.
Mam mały projekt gdzie nie chciałem wydać 200 zł za kilka śrubek i uznałem że sam wszystko zrobię swoimi rękoma i narzędziami:
(jest to w trakcie, znajdę czas to dokończę).
Wpadł kolega z pracy z Corsą żony gdzie straciła lusterko.
Okazało się, że 45 minut później oddałem mu z powrotem kluczyki a za poświęcony czas dostałem 40 w gotówce
Co dziwne, nic nie posułem
Ale chyba trzeci raz już miałem pytanie, czy nie wolałbym być jednak mechanikiem.
Pewnie że bym wolał.
A za zarobione pieniadzę kupiłem butelkę czegoś, czego nie spodziewałem się że kiedykolwiek będę szukał.
Niestety, dodatkowy podatek od wysokiej zawartości alkoholu mocno podbił cenę tego specyfiku. 36 za półlitrową butelkę to jednak trochę dużo.
W zeszły weekend w końcu wykosztowałem się na zestaw nowych opon.
Już za 2 tygodnie minie rok odkąd mam Shoguna.
Miałem opony wymienić o wiele wcześniej ale zawsze to przekładałem.
Widząc cenę 230 za jedną porządną oponę AT potrzebnej wielkości (265/50/20) było mi trochę jednak szkoda,
aby za bagatela 920 (4700 zł) kupić zestaw opon do starego auta.
Z drugiej strony, wiele razy słyszałem, żeby nie bawić się w opony typu AT takiego profilu tylko od razu zmienić na mniejszą felgę a więcej gumy.
Ale, że czasami bywam uparty, tak na "teraz" kupiłem tańsze opony AT (440 za cztery czyli jakieś 2200 zł),
bo nie ukrywam, że nie potrafię sobie wyobrazić że zdejmę te ładne felgi.
Może kiedyś sobie kupię zestaw w teren (18").
Stare opony:
Nowe opony:
Patrząc na prognozę pogody, liczyłem że nowe opony jak nic znajdą zastosowanie,
ale okazało się że śniegu to ja widziałem na razie tylko tyle:
A dzisiaj było "apogeum" zimna czyli -5'C (w nocy/nad ranem).
Tak więc z zimy chyba w tym roku "nici".
Jak już była zmiana opon (i ściąganie kół) tak cyknąłem zdjęcie bo aż sam nie wierzyłem moim oczom.
Pamiętam w jakim stanie kupiłem Shoguna.
Pamiętam też, że przy wymianie hamulców trochę go oczyściłem i zakonserwowałem.
Myślę że zdjęcie przed i po dobrze pokazuje że jednak moje staranie nie są kompletnie do niczego:
Oczywiście jeszcze nie zrobiłem wszystkiego.
Martwie się też, co wyjdzie na przeglądzie bo wiem, że ten przegląd z którym auto wyjechało od dealera to było "po znajomości".
Mimo że wkładam sporo serca (i pieniędzy) w to wielkie coś, tak gdzieś w środku jest sporo wątpliwości co tam wyjdzie.
-------------------------
Jak tylko puściły mrozy (szaleństwo, zima w Anglii, -5'C)
tak zarezerwowałem cały weekend (calutki) aby zająć się dużym autem.
Mam Shoguna od roku i był czas nie tylko na przegląd, ale trzeba było ogarnąć "service" czyli coroczne oleje/filtry.
A do tego należało w końcu zabrać się za rudą czy wymienić części które "miałem ogarnąć dawno temu".
Jak ten czas leci co nie?
Niedawno dopiero co pisałem że chcę sobie sprawić takie duże auto a tu "pyk" - strzelił rok i trzeba robić serwis i przeglądy.
Tak jak kiedyś w garażu jeszcze można było się poruszać, tak zauważyłem że obecnie jest bardzo, ale to bardzo źle.
Nawet nie robię zdjęć. Znajdę odrobinę czasu, to posprzątam.
Serwis był intensywny. Oprócz olejów, filtrów i rudej, doszły jeszcze tylne hamulce (tarcze i klocki).
W planach było jeszcze o wiele więcej (wymiana oleju w przednim i tylnym dyferencjale, zmiana wlewu paliwa, montaż świateł DRL)
no ale zabrakło i czasu i energii.
Sobota rano, profesjonalny "stolik" z narzędziami:
Jak wspomniałem, wlew paliwa jest do wymiany.
Jest to niestety typowa wada Pajero/Shogunów gdzie cały ten wlew jest osłonięty plastikową osłoną która zbiera błoto/piach/wodę.
Osłona wyleciała, wlew (nowy) czeka w garażu, no ale nie udało mi się wciąż tego zmienić
(strach dotykać, trochę się uchwyt też rozpada więc na razie nasączam to wszystko WD40 aby śruby łatwiej puściły).
Tylne tarcze okazały się "przepiękne" pod względem wyglądu:
Nigdy nie widziałem z tak ładnym cieniowaniem
Wymiana poszła sprawnie, tu nie miałem aż tak wielkich problemów jak z przednimi (zapieczonymi) tłoczkami.
Mając chwilę czasu, pierwszy raz ściągnąłem zapasowe koło, wszystko dokładnie wyczyściłem:
Oraz zabrałem się za nieszczęsną lampkę tablicy rejestracyjnej gdzie przepalił się drucik w żarówce (W5W, żarnikowa).
Oczywiście wystarczyło "puknąć" i lampka paliła się dalej, no ale wiedziałem że mając moje szczęście, to takie coś uwaliłoby mi przegląd.
Trochę miałem fuksa, bo dużo blachy na tej osłonie już tam nie zostało, ale WD40, cierpliwość i wymieniłem żarówki na LEDowe.
(zdjęcie z wieczora)
Jako że nie wymieniłem wlewu paliwa a zabrałem się za walkę z rdzą oraz konserwację,
tak nadkole po "pracach" zaczęło wyglądać już trochę inaczej:
Gdyby ktoś chciał wiedzieć, czy warto walczyć z rdzą za pomocą nakładki do wkrętarki, to powiem tak....
Nawet specjalnie dokupiłem dodatkową baterię 18V 2Ah i był to niepotrzebny wydatek.
Przy dużym obciążeniu na wkrętarce to bateria potrafi się "zjechać" już po 10-ciu minutach.
Może mocniejsza bateria (4Ah) sprawdziłaby się lepiej, ale zamiast bawić się w baterie, to polecam jednak takie rozwiązanie:
Idzie jak wściekłe i nie ma żadnych zadyszek.
Pod autem spędziłem sporo czasu (można spokojnie liczyć w godzinach) ale z mniej więcej takiego stanu
(zdjęcia są z różnych stron, kończąc dosyć późno nie miałem jak zrobić zdjęcia przed/po):
doszedłem do stanu takiego (po nałożeniu owczego łoju/lanoliny)
Ile energii, leżenia pod autem, czyszczenia, psikania...
Ale przynajmniej nauczyłem się co jest czym (pod autem), gdzie jest transfer case/gdzie dyferencjały itp itd.
Na koniec dnia (już po zmierzchu), zadowolony z pracy spakowałem bałagan do garażu, nie zauważyłem że nie zamknąłem drzwi
i wpakowałem się na pełnej energii kinetycznej głową w kant że aż mnie zgięło.
To nie pierwszy raz, gdzie mam wypadek nie przy "pracy" ale po pracy.
Wynika to zazwyczaj ze zmęczenia, braku koncentracji oraz (i tu staram się znaleźć jak to opisać) czegoś w rodzaju "dania na luz" ?
Że teraz to już nie trzeba się pilnować ?
Ale, wczłapałem się do domu, żona przygotowała kompres z lodem, opuchlizna nawet zeszła, weekend zakończony "powodzeniem".
Skoro świt, jedyne 60km od domu, zaanonsowałem się u renomowanego mechanika od Shogunó,
który zabrał moje auto do zakładu gdzie robią przeglądy (on sam niestety nie ma na to papierów).
Auto odstawił, wrócił i sam powiedział, że "dawno nie widział Shoguna w tak ładnym stanie jak na ten rocznik".
2 godziny później Shogun wrócił i okazało się, że przegląd nieważny:
Mechanik uspokoił mnie i:
Gumę (osłonę) do końcówki drążka wymienił w 20 minut
Wyciek nie był ze wspomagania tylko delikatnie ciekło na łączeniu metalowych (zardzewiałych) rurek idących do chłodniczki oleju skrzyni.
Metalową rurkę wyciął, wstawił gumową. Jak sam powiedział: Nie miał jeszcze Shoguna w którym by to nie padło.
Co do DPF'a to ja bardzo dobrze wiem jak to było
Kupując auto pamiętam jak na chwilę zaświeciła się kontrolka DPF a sprzedawca orzekł że auto dawno nie było na trasie więc pewnie musi się wypalić.
Kontrolka wtedy zgasła a przy odbiorze auta sprzedawca mi powiedział że jak oddawał auto na serwis (oleje/filtry przed sprzedażą) to zrobili też "regen" czyli "regenerate" DPFa.
Tak zrobili, że wycieli dziurę i usunęli zapchany filtr.
Teraz przyszedł przegląd, technik zauważył dziurę, auto (co ciekawe) przeszło śpiewająco test emisji spalin.
Mój mechanik "problem zna" (dlatego pojechał do specjalisty od Shogunów)
i za pomocą kątówki, kawałka blachy i spawarki dodał obudowę obudowy filtra DPF i przegląd został podbity.
Jak sami widzicie na papierach, do zrobienia wlew paliwa (którego na papierach by mnie było gdyby przykrywała go plastikowa osłona).
Do domu wróciłem (z bardzo ostrym bólem głowy) gdzieś około 18-tej.
Druga nad ranem i wyjazd do szpitala gdzie spędziłem około 12-tu godzin:
diagnoza: wstrząs/wstrząśniecie mózgu
2 tygodnie spędziłem w domu, na zmianę śpiąc/łykając mocne prochy i kładąc się z powrotem spać (byłem niefunkcjonalny).
Niestety po dwóch tygodniach to nie jest tak że magicznie "jestem w pełni zdrowy" bo wciąż dochodzę do siebie,
ale łykając przeciwbólowe jestem w stanie przynajmniej jeździć do pracy i korzystać z komputera.
Pod okiem małżonki mimo bycia nie-w_pełni-sprawnym pojechałem na ustawienie zbieżności i na reklamację wyważenia kół:
Wyważenie zostało poprawione (podobno zrobili po jednej stronie a przy dużych kołach należało zrobić wewnątrz i zewnątrz).
Zbieżność wyszła prawie idealnie więc jeszcze wracałem bo kierownica była krzywo.
Zmieniając na chwilę temat, kupiłem sobie nowe GoPro (tym razem wersja 11), bo uznałem że gdzieś muszę generować koszta.
3 dni przed wypadkiem z głową, z racji że był deadline to musiałem niestety siedzieć i klepać podsumowanie roku podatkowego:
Jak sami widzicie - przynajmniej umiliłem sobie warunki pracy.
Wracając do auta.
Jak już zrobiliśmy przegląd, serwis, zbieżność, wyważenie, tak wybraliśmy się za Manchester na szkolenie fotografów.
Zamiast jechać rano (kiedy zazwyczaj mam migrenę i łykam prochy) tak wybraliśmy się dzień wcześniej wieczorem.
Shogun zaskoczył mnie średnim spalaniem:
8.9 litra na 100km to naprawdę dobry wynik, a podobno jak się wymontuje (sprzętowo i software'owo) EGR i zrobi mapę na 200+KM, to można zrobić jeszcze lepszy wynik.
Jest to w niedalekich planach.
Spotkanie odbywało się w dawnym młynie, przerobionych na browarnię:
Z ciekawostek. Jest to miejsce z najdłuższym barem:
Cytat: | One of the longest bars in Britain, 105ft 4” to be exact, home to 42 hand pulls and hosts a minimum of 24 individually sourced cask beers at any one time.
There are ever-changing keg beers and ciders on tap too, plus a rolling roster of weird and wonderful cans and bottles in the fridges. |
https://www.manchestereve...-north-21119708
Tak więc, do domu musiałem sobie przywieźć małą próbkę:
Więc Shogun trzyma się dzielnie.
(dopiero jak stały obok siebie to zauważyłem, że ten LandCruiser z wyglądu wcale nie podoba mi się bardziej niż kanciaste Mitsubishi)
Kończąc wpis, gdybyście myśleli że przygód z Shogunem byłoby na tyle, to okazało się, że w poniedziałek dojeżdżając rano do domu, usłyszałem stukanie
i tylko martwiłem się, żeby to czasami nie był łańcuch rozrządu (bo kiedyś na to była akcja serwiso)
Na podjeździe otworzyłem tylko drzwi, usłyszałem że hałas dobiega z tyłu auta i na twarzy pojawił się uśmiech "ulgi"
https://youtu.be/HTb4ZNHEdZ8
Wieczorem zdemontowałem, okazało się (jak słychać na nagraniu) że nie ma żadnej różnicy przed/po.
Zamówiłem nowy (350 zł), może za kilka minut sprawdzę, czy uda mi się odkręcić pozostałość rury która idzie do łącznika/podkładki.
Na razie jeżdżę tylko z tym co zostało pod autem.
Nie jest ani głośniejszy, ani bardziej śmierdzący.
Ale - odnoszę wrażenie że automat o wiele szybciej wbija następne biegi i jakby "nie miał oporów" aby trzymać auto na wyższym biegu.
P.S. Jak zakończyły się migreny, tak od tygodnie jestem przeziębiony.
Czekam aż w końcu poczuję się lepiej i wrócę do siebie
Krzyzak - 23-02-2024, 07:36
Pamiętaj o ważnej rzeczy - te szczotki na flexa są różne i większość ma max. obroty na 8500 a flexy się i 11000 na minutę kręcą. Można sobie zrobić krzywdę, zatem polecam szlifierki z regulacją obrotów.
Dwa to że walka z rudą i tak jest przegrana - najgorsze siedzi w środku, miedzy blachami, wewnątrz profili itd.
Trzy to wyjazd strasznie daleko nie zawsze ma sens - mój sąsiad od lat jeździ do ośrodka (domki typu Brda) odległego o 1.5 km od domu. Mówi, że żeby się napić nie trzeba jechać na drugi koniec Polski. A tak 10 minut i wpada po rzeczy, lekarstwa czy aby coś uprać.
Co prawda też kilka razy przygrzmociłem głową w otwarte drzwi (szczególnie zamek od klapy w hatchbacku), ale nigdy nie musiałem brać na to prochów. Uważaj, bo to nie cukiereczki, środki przeciwbólowe potrafią zabić i to nie tylko dlatego, że nie są chemicznie obojętne, ale np. dlatego że choroba trwa dalej, ale jej nie czujesz. W efekcie forsujesz organizm ponad możliwości.
A tak w ogóle to gud dziob i ładny opis - jak zwykle zresztą.
To masz - 23-02-2024, 09:05
Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie montaż owiewki na masce. OIII ma obły przód, profil nijaki i chciałem dodać smaczka w postaci tego elementu.
Jakie są twoje odczucia po montażu? Czy oprócz aspektu wizualnego owiewka ma inne funkcje? Jest ciszej przy większych prędkościach?
Hugo - 23-02-2024, 22:56
To masz, dodatkową funkcją tego czegoś na masce jest trzymanie wilgoci i powodowanie korozji.
Marcino - 26-02-2024, 08:53
Ładna historyjka się tworzy.
edmunek - 01-03-2024, 10:57
Krzyzak napisał/a: | te szczotki na flexa są różne i większość ma max. obroty na 8500 a flexy się i 11000 na minutę kręcą |
mam chyba szczęście bo nie zwróciłem na to uwagi. sprawdziłem specyfikację szczotki i jest na 11 000.
Co do walki z rudą. Nie widziałem jeszcze Shoguna który nie byłby zardzewiały.
Jedne są zardzewiałe mniej, drugie bardziej.
Ja nie prowadzę wojny, że przeciwnik wycofa się i więcej go nie zobaczę.
Ja tylko i wyłącznie założyłem zasieki żeby nie wdzierał się intensywniej na coraz większe obszary, a tam gdzie obecnie siedzi, to niech sobie w głodzie egzystuje na takim samym poziomie na jakim jest.
Ze stanu w jakim go kupiłem a w jakim jest teraz, to jest po prostu lepiej i tyle mi wystarczy.
Nie mam parcia że ma być auto jak nowe. Jest rdza i będzie. Jak się coś urwie lub odpadnie, to może się naprawi.
Jak widzę ludzi którzy na internecie wrzucają zdjęcia 6-cio letnich samochodów daily (typu VW Golf) i pytają się czy auto nadaję się do sprzedania bo już wychodzi rdza (a na zdjęciach nalot gdzieś na wahaczu) to ja się zastanawiam czy to ja jestem głupi czy ludzie jednak naprawdę wolą w kółko iść do salonu w i kółko płacić 1200 zł płatności leasingowej na miesiąc aby tylko jeździć nowymi autami.
Co do tabletek, to ja jestem przeciwnikiem leków. Jeśli nie muszę nic brać, to niczego nie biorę.
Nie traktuję tego jako "rozwiązanie" problemu.
Niestety pomimo że minął miesiąc, tak dzisiaj chyba będę znowu jechał na prześwietlenia.
@To masz - owiewka. czy jest ciszej. różnica jest tak minimalna, że tak prawdę mówiąc nie zauważysz zbytnio różnicy. opony to wielka zmiana, owiewka to już może takie 0,5%.
Zauważyłem natomiast, że dłużej leży mi woda na masce i dopiero jak wjadę na autostradę to zaczyna ona pstrokaczyć na przednią szybę (gdzie bez owiewki to opory powietrza już w mieście zsuwają wodę z maski do odpływów), natomiast odnoszę wrażenie że cokolwiek wcześniej leciało gdzieś na to załamanie grilla/maski z przodu, tak teraz odbija się od owiewki (głównie kamyki na autostradach). Więc raczej jest zmieniona aerodynamika jak to się rozchodzi z przodu.
Co do "trzymanie wilgoci i powodowanie korozji" to nie zgodzę się.
Jeśli chodzi o nadwozie i malowanie, to tu akurat nie ma się do czego przyczepić.
Pomimo że mam kilka odprysków w lakierze i farbie, tak nie mam problemów z korozją.
Z korozją problem jest pod spodem, ale nie jeśli chodzi o karoserię.
Mając odrobinę siły, tak ostatnio zmieniłem olej w przednim i tylnym dyferencjale.
Na transfer case (skrzynia rozdzielcza?) zabrakło czasu i siły.
Miałem to zrobić jutro, no ale choroba nie odpuszcza.
W Shogunie niestety 2 razy zdarzyło mi się, że wskoczył na luz.
Krótko po odpaleniu, przejechaniu 20 metrów i próby zaparkowania (równolegle).
Olej w skrzyni ma ładny czereśniowo/wiśniowy kolor i jest na odpowiednim poziomie.
Wg wstępnych rozeznań, muszę znaleźć jak się dostać do inhibitor switch i albo go wyczyścić przesmarować smarem silikonowym, albo muszę go wymienić.
Podobno jest to "znany problem".
U lakiernika dobrałem Shogunowi lakier.
Ktoś kiedyś coś się przy Shogunie bawił i nie lubił tej środkowej części zderzaka przedniego że jest czarna, to malował jakąś srebrną farbą, tyle że odcień jednak się różni.
Lakiernik zrobił mi jedną puszkę w sprayu i dorzuciłem sobie również zestaw w pędzelku żeby poprawić gdzieniegdzie jakieś małe odpryski.
Przyszedł też czarny sprawy mat (połysk mam gdzieś w garażu) więc na wiosnę jak się zrobi ciepło to bagażnik dachowy/kratka będzie odnowiona, oraz zabiorę się również za listewki tylnych drzwi (te czarne przy szybach) bo nie wyglądają jak powinny wyglądać.
Do Polski podobno właśnie jadę dużym (w Maju) więc trzeba go odpicować (choćby np. założy mu te ładne LEDy DRL).
P.S. Wydech ani drgnął jak próbowałem go ruszyć. Wciąż nagrywam jakiegoś mechanika żeby jednak zabrać się za to na windzie a nie na ziemi pod autem.
Krzyzak - 01-03-2024, 11:58
Inhibitor switch to ta metalowa (a może plastikowa w nowszych autach) puszeczka na końcu linki od zmiany biegów. W środku kilka punktów albo pasków z miedzi, które łączą różne obwody elektryczne w odpowiednim celu...
przykład gdzieś z neta (czarna puszka u góry)
Marcino - 01-03-2024, 13:25
edmunek napisał/a: | W Shogunie niestety 2 razy zdarzyło mi się, że wskoczył na luz.
Krótko po odpaleniu, przejechaniu 20 metrów i próby zaparkowania (równolegle).
Olej w skrzyni ma ładny czereśniowo/wiśniowy kolor i jest na odpowiednim poziomie.
Wg wstępnych rozeznań, muszę znaleźć jak się dostać do inhibitor switch i albo go wyczyścić przesmarować smarem silikonowym, albo muszę go wymienić.
Podobno jest to "znany problem". |
To chyba mogło by sie udać ale jak by nie działał to byś nie odpalił lub coś w tym stylu. A jak już jedzie to...
A neutral safety switch (also called inhibitor switch) is a safety device used in automobiles that are equipped with an automatic transmission. The purpose of the neutral safety switch is to prevent the engine from cranking (and possibly starting) when the transmission is in gear.
edmunek - 03-03-2024, 18:30
od czasu poprzedniego posta to już przejrzałem serwisówkę, filmiki na YT i pozostaje mi zamówić zamiennik. wiele osób podpowiada że wystarczy (jak ze wszystkim w tym aucie) przesmarować/zapsikać smarem silikonowym bo pewnie jest zabrudzone/przyrdzewiałe.
ja pisałem że inhibitor switch w cudzysłowiu bo po prostu nie znam polskiej nazwy. na wybierak mi to nie wygląda (choć z wybierakiem to miałem styczność tylko w manualach, może być że przy automatycznej to to samo ale nie wiem).
dodatkowo sprawdziłem olej w skrzyni.
coś ślepy musiałem być bo ewidentnie jest powyżej stanu (na zimnym). ale w serwisówce znalazłem też że zmiana w skrzyni nie jest aż tak straszna jak myślałem więc zamiast kombinować to nie wiem czy nie pokusze się żeby ten olej po prostu zmienić.
jedyny problem jaki mam to że w instrukcji za nic nie pokazali gdzie jest wlew. jak spuścić to jest, a jak zalać to już nie znalazłem.
wczoraj spędziłem dzien w szpitalu bo już dawałem rady z bólu
i w końcu trafiłem na lekarza który myślał "out-of-the-box" i sam zaznaczył że wszystkie symptomy nic nie tłumacza dlaczego jestem tak a nie inaczej leczony przez ostatnie 4-5 tygodni.
dostałem całkowicie inna diagnozę która wg mnie ma o wiele bardziej logiczny sens, no ale ile razy człowiek jest traktowany (w szczególności tu gdzie żyje) jako "nie jesteś [wpisz nazwe zawodu] to nie masz zbytnio prawa wtrącać się w naszą ekspertyzę".
stąd przestałem korzystać z większości mechaników, lekarzy, złotych rączek, elektryków itp..
A potem na koniec roku podliczamy ile wydałem na jakieś specjalistyczne narzędzia których używałem tylko raz :-D
Tak więc jest nadzieja że wrócę do zdrowia.
Obecnie pozostanę jeszcze kilka dni w domu aby odpocząć.
Oczywiście powrócę z dalszą częścią przygód z Shogunem jak tylko będzie o czym pisać.
edmunek - 09-04-2024, 17:18
Okazało się, że antybiotyki wyleczyły mnie na tyle,
że od początku Marca mniej więcej wróciłem do zdrowia.
Zatoki wciąż potrafią nieźle mi dać w kość więc coś tam próbuje to podleczyć.
O ile zdrowie pozwoliło mi zabrać się za niektóre rzeczy, tak ostatnimi czasy nauczyłem się naprawiać rynny (łączenia itp) i już niedługo zabieram się za czyszczenie odpływów (zewnętrznych).
Oznacza to nic innego, jak wkroczyłem w kolejną erę swojego dorosłego życia gdzie naprawiam różne rzeczy wokół domu więc "staję się specjalistą w kolejnej dziedzinie".
Szło by to o wiele łatwiej gdyby nie np. to że nikt mnie takich rzeczy nie uczył oraz niestety (mocno bolący fakt), że nie mam zbytnio znajomych/przyjaciół/rodziny która mogłaby w różnych rzeczach pomóc.
Prosty przykład, gdzie przy Shogunie w bagażniku dachowym ukręciła mi się tulejka i potrzebuję to wymienić. Chyba już kilka dni teoretyzuje jak to można po pierwsze przerwiercić, jak to wyciągnąć i jak wstawić nową tulejkę, czy w ogóle taką uda mi się kupić, czy to jest wymienne lub co wstawić jako zamiennik.
Są osoby, które im dłużej mają ekspozycję na takie "projekty" tym łatwiej im przychodzi "coś wymyślić".
Mi to idzie czasami trochę trudniej.
Np. 3 dni szukałem jak zrobić, że wyciągnę relay (przekaźnik) i wstawię tam połączenie na stałe.
wedle projektu że chcę mieć na stałe 12V w bagażniku
https://forum.mitsumaniaki.pl/viewtopic.php?t=116253
Oczywiście, jest możliwość, że wyciągam przekaźnik, rozbieram pół deski rodzielczej aby dostać się na tyły skrzynki bezpieczników i rozbieram kabelki i nie muszę się martwić że muszę wykorzystać niepodłączone już gniazdo przekaźnika. Była też opcja druga, że zamiast przekaźnika i gniazdka, to pociągnąć nowe przewody do bagażnika i zrobić nowe podłączenie.
Ale, każde z tych "zastępczych" rozwiązań to dodatkowa praca a ja chciałem po pierwsze, aby było najłatwiej, a po drugie, aby można było w łatwy sposób przywrócić auto do stanu fabrycznego.
Więc 2 dni szukałem, jak można kupić coś, co wejdzie w gniazdo przekaźnika.
3 pudełka zestawów do zarabiania przewodów okazały się niewystarczające, aby dopiero zakup czwartego (gdzie były "terminale" 2.6mm) okazał się trafionym zakupem.
Do tego doszedł "inline fuse" i wczoraj zarobiłem kabelek.
Jeszcze muszę sprawdzić który pin to jest ten czwarty (wejścia już miernikiem ogarnąłem, jeszcze tylko muszę znaleźć plusowe wyjście).
Do rzeczy zagadkowych z którymi (jako dorosła osoba) muszę się zmierzyć, to jak dobrze zmierzyć się z problemem że zamiast trawy na trawnikach to mam wszędzie mech.
(żółte to mech, ciemno-zielone to trawa)
Cały ten akapit służy tylko temu, że będąc samemu to nawet czasami proste małe projekty zajmują mi strasznie dużo czasu, aby w ogóle "zrozumieć" z czym mam do czynienia albo "jak będą nazywać się rzeczy które muszę kupić".
Np. nie wiedziałem że muszę kupić "terminals".
Albo - czy mech to problem?
Inaczej mówiąc, w każdej dziedzinie nagle muszę stać się ekspertem żeby zrozumieć co, jak, dlaczego, po co i czy "warto", ile to będzie kosztować, ile to zajmie czasu, czy kogoś wynająć/komuś to zlecić itp itd.
Żeby nie przedłużać. O ile sporo szykowałem co można "zrobić" tak okazało się też, że sporo mojej pracy niestety jest odkładane w czasie gdyż non-stop k***a mać pada.
Już łudziłem się że pogoda się poprawia, klaruje, do tego przestawiliśmy zegarki i miało być już z górki, a deszcz i wiatr tak dają się we znaki, że na podjeździe nie jestem w stanie prawie nic zrobić.
Jak mam małe "okienko pogodowe" tak coś tam jeszcze próbuję wyczarować, ale nie ukrywam że dopadła mnie deszczowa chandra. Tylko dlatego, że lista rzeczy "do zrobienia" niestety rośnie, zamiast maleć.
Ale.. do meritum.
Mimo kiepskiej pogody oraz powolnej poprawy zdrowia, to udało mi się (samemu) ogarnąć wymianę oleju w tylnym i przednim dyferencjale:
To co wypłynęło z tylnego to można tylko określić szarym szlamem więc "good job Mr!".
Niestety wtedy nie wystarczyło (źle się czułem fizycznie) "pary" aby też nie ukręcić główki a odkręcić doje***ną śrubę przekładni/rozdzielni (transfer case) więc to zrobiłem kilka tygodni później:
(standardowo, jak tylko zacząłem spuszczać olej, tak zaczęło padać więc chowałem się całym ciałem pod autem)
Tak więc odkąd kupiłem auto, tak z płynów zostało mi "tylko" zmienić płyn chłodniczy, hamulcowy oraz zrobić serwis skrzyni (płyn plus filtr).
Jest chyba jeszcze płyn wspomagania, ale nie sądzę że jest on na mojej liście rzeczy do zrobienia.
W międzyczasie Shogun dostał rejestrator:
który ładnie zarobił w skrzynce bezpieczników.
Podłączenie jest pod bezpiecznik od zamka centralnego a napięcie po zapłonie jest na bezpieczniku od podświetlenia zegarów.
Jako że hardwire-kit posiada przekaźnik od napięcia, tak nie martwie się, że jeśli zostawię kamerkę w trybie parkingowym (włącza się automatycznie po zgaszeniu zapłonu) to zjadę aku do zera.
Podobnie mam z projektem na gniazdo w bagażniku gdzie będzie podłączona lodówka (nie na stałe, tylko na wyjazdy), gdyż i ona posiada zabezpieczenie przez rozładowaniem aku.
Dodatkowo nie jest ona mocno prądożerna gdyż bierze coś w okolicach 3.4A (jak pracuje, a pracuje rzadko).
Z dodatków wpadł też jeszcze bagażnik gdyż już równo za miesiąc jadę do Polski na niecałe 2 tygodnie i będę jechał Shogunem (i to z boxem).
Miałem dylemat, bo chciałem ten sam bagażnik co kupowałem kiedyś w Polsce dla swojego Focusa (interpack quiet XT IR), więc nawet myślałem, że u siebie kupię zwykły stalowy za 300 zł a w Polsce będzie na mnie czekał ten interpacka, ale w końcu znalazłem coś podobnego na eBayu za 430 zł.
Gdyby nie delikatnie gorsze wykonanie to powiedziałbym że to ten sam produkt.
Możliwe że jest z tej samej fabryki, tylko "inna cena":
I żeby nie było, zależało mi właśnie na tych które nie wystają na zewnątrz relingów.
Uważam że to nie tylko kwestia estetyki ale powoduje to też mniejszy hałas/szum podczas jazdy autostradowej.
Jak już wspomniałem Focusa, to w Focusie niestety sprzęgło uznało (znowu, bo to nie pierwszy raz) że to koniec jego żywota więc przepchnąłem auto na jakiś parking pod domami, znajomy (Focusem RS MK3) podrzucił mnie 5 km pod dom skąd zabrałem Shoguna po czym jeszcze tego samego dnia była akcja holowania Focusa do zakładu (na koniec wyszło że bardziej jechałem Shogunem jako asysta jakby już nie dało się Focusem w ogóle jechać):
3500 zł i Focus jeździ jak "nowy" (nowe sprzęgło, wysprzęglik, pompa sprzęgła, płyny, dwumasy nie trzeba było bo wyglądała jak nowa)
Jak już Focus jeździ, tak nawet robił za woła roboczego (co zazwyczaj spada na Shoguna) i wczoraj przewiozłem całe auto piwa które dostałem za darmo:
Podobny widok na tylną belkę mam jak jeździłem Focusem na urlop (na południe Europy):
A Shogun?
Shogun ostatnio zaparkował obok ostatniego z linii produkcyjnej (na nasz rynek).
Mój - 2007, obok końcówka 2016.
Można się pobawić w "znajdź 10 różnic"
Widać sporo różnic, najbardziej chyba zazdroszczę LEDów do jazdy dziennej, to że wycieraczki czy światła można ustawić na Auto (było chyba już od 2009 roku) oraz innej ładniejszej osłony koła zapasowego.
Radia tego co dali w nowszych jakoś nie potrafię przełknąć bo uważam że wygląda tragicznie (i zupełnie nie pasuje do Shoguna).
Nie wiem czy na Europę nie dawali innych, ale te w Shogunach są wyjątkowo szkaradne.
W Sobotę w końcu udało mi się znaleźć godzinę dobrej pogody (i wolnego czasu).
Rozebrałem inhibitor switch, napsikałem pełno sprayu silikonowego i złożyłem z powrotem:
Zobaczymy czy to wystarczy.
Jak już byłem pod spodem, spojrzałem jak wygląda stan rurek które idą do tylnej nagrzewnicy.
Myślę, że jeszcze chwilę będą żyć.
Na jednej facebookowej grupie ktoś kupił Shoguna z 2015 roku i pół roku później mu puściły te rurki i podobno zajechał silnik (bo wyciekł płyn chłodniczy).
Tak więc, kiedyś trzeba będzie pomyśleć aby wymienić je na gumowe (tak jak są wcześniej i później).
Tak więc.. jest co robić.
W tą Sobotę w końcu jadę do mojego mechanika aby założyć tłumik.
Ja nie będę się z tym męczył. mam sporo innych rzeczy na głowie
(np. rozkręcił się nam tak biznes, że żona chyba odchodzi z pracy aby zająć się tylko naszym biznesem).
Kilka dni temu nawet podpisaliśmy zlecenie gdzie mamy w przyszłym roku opłacony przelot, transport, wyżywienie, hotel aby wykonać zdjęcia, a lecimy na koło podbiegunowe (bardzo północna Norwegia).
Z tłumikiem to zabawnie (nie wiem jak to możliwe że nie wspomniałem tutaj).
Wracam raz do domu, zaczyna coś stukać, mówię sobie - nawet się nie zatrzymuję, jestem 200 metrów od domu, sprawdź na podjeździe.
Wjeżdżam na podjazd, otwieram drzwi i jak usłyszałem, że to dzwoni z tyłu a nie z przodu to była ulga Coś martwiłem się że to dźwięk z silnika, a to tłumik się obijał jak szalony jak już się rozczłonkował:
https://youtube.com/watch?v=HTb4ZNHEdZ8
Backboxa/tłumik końcowy ściągnąłem i tak od kilku miesięcy jeżdżę bez.
Różnicy w dźwięku nie ma więc albo stary tłumik już dawno temu przestał działać, albo opcja druga: on nie robi żadnej różnicy.
W zwykłym aucie, po utracie tłumika to wiadomo, zaczynał się ryk sportowej maszyny ..
A tu? a tu bardziej słychać jak turbo świszczy niż że nie ma tłumika.
Tak więc, będzie nowy tłumik.
Jak wystarczy czasu, to spróbujemy też wymienić wlew paliwa.
To chodzi za mną już od roku. Odkładam i odkładam i pewnie kuszę los.
Dobrze że mam "elastycznego" mechanika co to czasami naprawiamy coś razem.
Nie przeszkadza mi, że płacę mu normalną cenę a sam się upapram, bo przy okazji naprawdę sporo się uczę.
No i nie jest to typ zakładu, że zostawiasz i odbierasz auto (są tacy).
On (mechanik) jest zbyt gadatliwy więc zdarza nam się spędzić razem 8-10 godzin przy robocie która powinna zająć max 3-4
Na koniec zostanie też niestety standardowa przypadłość Shogunów czyli rozpadające się uchwyty/blaszki w uchwycie koła zapasowego.
Biorąc pod uwagę jaki stan zastałem, to cieszę się że moje wytrzymało tyle ile wytrzymało.
Jeśli nie zrobię tego w Sobotę, to w Poniedziałek jadę znowu na południe (tam gdzie robiłem przegląd) aby wgrać mapę na 200KM i 440Nm.
Przy okazji będzie też wgrane "EGR Delete" choć wczoraj zrobiłem kabelek który podobno to wyłącza na stałe (rezystor 1W 4.7k oHm, teoretycznie 3.6 było w wielu wątkach ale niektórzy mówili że to było za mało więc 4.7 ma sprawdzać się idealnie).
Ten z południa miasta mi pisał, żebym nie wstawiał, bo on nie ma różnych cen i płacę raz, więc jak wgra mapę i EGR Delete, to nie trzeba tranzystora, a on nie lubi tej metody.
Jakby ktoś chciał wiedzieć więcej jak za 3 zł sobie wyłączyć EGR, to można pytać, bo jest to "znana metoda" dla MK4.
I tyle.
Nie sądzę że będę miał cokolwiek do dodania aż pojadę do Polski.
W Polsce odwiedzam Dolny Śląsk (rodzina), Wielkopolskę (wydarzenie rodzinne) oraz Małopolskę (jadę na 5 dni w Tatry).
Ktoś poleci jakąś spokojną wycieczkę 4x4 w okolicach Poronina/Zakopanego/Białego Dunajca?
Ale taką nie do katowania auta, ale żeby było trochę piaszczystych dróżek gdzie będzie można odrobinę napęd pomęczyć?
(nie chcę żadnych katowni/kamieniołomów i rajdów, bo tym samym autem muszę potem jechać z powrotem 2000km do domu więc nie będe podejmował żadnego ryzyka że uszkodzę Shoguna)
edmunek - 11-04-2024, 10:11
No proszę. zadziałało
12V 24/7 w bagażniku
|
|
|