Mitsubishi Trójmiasto - Pomorskie - Chce ktoś kota?
Krzyzak - 23-11-2006, 14:54 Temat postu: Chce ktoś kota? Jest ktoś chętny na małego kicia? We wtorek się przypałetał w okolice śmietnika i tam koczuje - pod samochodami. Jest taki biedniutki - miauczy strasznie głośno (bidny walczy o życie), że aż człowiekowi serducho ściska.
I tak od 2 dni. Nie można go złapać (jeszcze nieufny), ale myślę, że dla chcącego nic trudnego. Boję się co będzie jak odjadą wszystkie auta (a sypia na wahaczu - głównie Golfa, ale czasem zmienia auto) i dopadną go psy, albo jak się zimniej zrobi. Nie przeżyje. Co prawda kilka razy dziennie go Baśka dokarmia, ale fajnie byłoby znaleźć mu dom.
Sam nie wezmę, bo już raz się zlitowałem i mam jeszcze inne zwierze.
Może znajdzie się dobra dusza?
Anonymous - 24-11-2006, 19:30
Krzyzak - 24-11-2006, 19:37
Teraz jest większy problem - chętny (w właściwie chętna) się znalazł, ale nie można go złapać. Biega od auta do auta i nie ma szans na to, by go jakoś "upolować".
Anonymous - 25-11-2006, 00:11 Temat postu: Jest na to rada Załatwic od kogoś klatke dla kotów i włożyć na końcu małą miseczkę z kawałeczkami małymi szyneczki lub rybki i poczekac........jak głodny to wejdzie na 100% no i wtedy zamknąć klatke.
Pozdrawiam
Krzyzak - 26-11-2006, 19:58
No i zajebał go ktoś. Kurwa - co za naród, jakieś pasożyty to lubią, ale koty, które są pożyteczne bo łapią myszy to trują albo rozjeżdżają. Mam kiepski humor - jak można było coś takiego zrobić. Całkiem niewinny, malutki kiciuś - leży teraz martwy pod dełasem...
akbi - 26-11-2006, 20:05
Marcino - 26-11-2006, 20:23
MOze niechcąco go rozjechał... szkoda go.
Ja miałem takie zajefajne kotki u rodziców co potrafiły pod polonezem przejechac odcinek około 2 km i nic im nie było. Ciągle siedziły i bawiły sie pod samochodem, a jak by był otwart toi sie wylegiwały na tylnej połce w słoncu.
POzdrawiam
Anonymous - 26-11-2006, 23:05
Przykra sprawa sam mam jednego od całkiem małego kiciusia co jeszcze nie umiał samodzielnie jeść. Niektóre maja szczęście
a to na otarcie łez , lub raczej na odwrucenie uwagi. Fotki mysle że szczęśliwego koturka.
Krzyzak - 27-11-2006, 12:20
Cały czas leży pod tym dełasem - aż trudno uwierzyć, że nie żyje. Już się wpisał w nasz krajobraz, nawet czekałem na to jego miauczenie - aż zaczenie wołać o żarcie. Muszę go zabrać, bo Baśka jak spojrzy przez okno i go zobaczy, to płacze - wcale się jej nie dziwię, zależało nam na tym kotku. Fakt, że jak narobił, to śmierdziało na kilka metrów - ale to dlatego, że ktoś mu dawał mleko do picia zamiast wody.
Może ktoś go przejechał, może otruł - sam nie wiem. Ja ciągle nie rozumiem, jak można być takim potworem, żeby zabić takie maleństwo. Fular dobrze ujął - koty nie są lubiane, ale chyba wszyscy się zgodzą, że są bardziej pożyteczne od innych zwiarząt. I jest to dziwne, bo przecież można nie lubić psów - bo one gryzą i potrafią same atakować, ale taki dachowiec nigdy nikogo nie zaatakował, więc nie wiem, skąd ta nienawiść. Zresztą - wiele dobrych zwierząt nie jest lubianych - np. żaby czy pająki, a jak wiadomo działają one na naszą korzyść. Niedaleko jest wieżowiec - też wytruli kiedyś koty - teraz mają plagę myszy i szczurów. A jak szczur zdechnie, to smród jest 100x gorszy niż od kota.
W sobotę przez pół dnia koleżanka próbowała się do schroniska dodzwonić - zero odzewu... Tak może by żył, bo jeszcze rano w sobotę patrzyłem jak wciąga żarcie...
akbi - 27-11-2006, 13:55
Darek, ja to sobie zawsze tłumaczę prymitywizmem i ludzką totalną głupotą.
Wczoraj odprowadzałem Asię na dworzec i tak usłyszałem jak kobieta (ok. 60lat – wydawało się że sympatyczna) mówi do jakiś ludzi z którymi siedziała na ławce:
„zobaczcie jaki pies, to są chyba te najgroźniejsze, kaganiec nawet ma, oj nie chciałabym znaleźć się koło niego”
…. A szliśmy oczywiście z naszą „bestią” Godim - Labladorem
Anonymous - 27-11-2006, 16:24
Człowiek jest najgorszym ze zwierząt, żadne zwierze nie zabija dla zabawy.
Takim ludziom obcinał bym ręce.
JCH - 27-11-2006, 16:27
mario-borek napisał/a: | Człowiek jest najgorszym ze zwierząt, żadne zwierze nie zabija dla zabawy.
Takim ludziom obcinał bym ręce. | A może po prostu ktoś przejechał go nieświadomie, nie widząc go
Nie ferujcie wyroków nie znając faktów!
Anonymous - 27-11-2006, 19:56
JCH napisał/a: | A może po prostu ktoś przejechał go nieświadomie, nie widząc go |
masz racje nie wiemy jak było w tym konkretnym przypadku.
Wypowiadając się miałem na myśli inne przypadki znęcania się nad zwierzętami.
Anonymous - 03-12-2006, 11:26
Przykro czytać co sie stało z tym kotkiem
Ktoś mądry kiedyś powiedzieł ze naród sie ocenia po 2 rzeczach:
1 "po tym jakie maja toalety"
2 "po tym jaki maja stosunek dla zwierząt"
Nic wiecej nie trzeba mówić............
Anonymous - 14-01-2007, 19:31
Przepraszam, że odgrzebuję nieświeży temat, ale trochę mnie poruszył. Bardzo lubię koty, przez mój dom przetoczyło się ich sam nie wiem ile - większość z nich to takie właśnie rozbitki, uratowane z ulicy i oddane w jakieś dobre ręce.
Może troszkę poprawi nastrój historyjka o ostatnim takim moim przypadku. Jakoś w październiku chyba, albo listopadzie, obudziły mnie około 4 nad ranem kocie wrzaski. Słychać było od razu, że to jakiś mały brzdąc. Skoro już i tak się obudziłem, zwlokłem się z wyra i zabrałem psa "na siusiu", przy okazji nasłuchując, gdzie też się bydlątko mogło schować. Ponieważ w sąsiednim bloku mieszkanie na parterze miało otwarte okno, a dźwięk dobiegał jakby stamtąd, pomyślałem sobie "ha, zachciało się brać małego kota do domu?". Temat uznałem za zamknięty.
Zmieniłem zdanie, kiedy dobiegło południe, a kot dalej beczał. Wyszedłem na poszukiwania raz jeszcze i okazało się, że kot ryczy wcale nie w mieszkaniu, tylko w zaparkowanej pod nim Toyocie Yaris. Za chwilę na balkonie pojawiła się właścicielka auta i oto co mi opowiedziała:
Dzień wcześniej jej mąż, wracając z pracy obwodnicą, usłyszał jakieś piszczenie spod maski. Spiął się okrutnie, bo pomyślał, że nowe toledo się psuje. Przyjechał pod dom, otworzył klapę, a tu ZIU! - coś rudego dało dyla pod Yarisa żony.
To, że kicia przeżyła 17-kilometrową podróż pod maską jednego auta, to jedno. Ale to, że na drugi dzień wyciągnąłem ją z KABINY innego, to już przegięcie. Zwierzak przelazł jakoś spod maski do środka i darł się w niebogłosy.
Wzięliśmy toto na przechowanie do domu, umyliśmy i nazwaliśmy Yari (żeby była żeńska wersja), ale ponieważ za bardzo zakochali się w sobie z psem (kicia była mała i zaczęła ssać cycek psu - też z resztą szczeniakowi i to samczego rodzaju), musieliśmy oddać ją do ludzi. Razem wyglądali mniej więcej tak:
Ot, taka tam historyjka :o)
|
|
|