Forum Oficjalnego Klubu Mitsubishi - MitsuManiaki Strona Główna Forum Oficjalnego Klubu Mitsubishi - MitsuManiaki


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum
 Ogłoszenie 


W myśl ustawy RODO, akceptując regulamin wyrażasz zgodę na gromadzenie i przetwarzanie swoich danych osobowych w celach związanych z przyznaniem dostępu do forum / wstąpieniem do klubu.
Administratorem danych jest Oficjalny Klub Mitsubishi - MitsuManiaki
Jeśli nie akceptujesz powyższych informacji, prosimy o kontakt z Administracją w celu usunięcia konta.

Poprzedni temat «» Następny temat
Wypad do Maroka- P.O.C. Foto relacja
Autor Wiadomość
Berni 
Mitsumaniak


Auto: Mitsubishi Pajero 3,0 v6
Kraj/Country: Polska
Pomógł: 11 razy
Dołączył: 19 Sie 2008
Posty: 368
Skąd: Kraków
Wysłany: 25-03-2015, 22:25   Wypad do Maroka- P.O.C. Foto relacja

Witajcie - chce Wam przedstawić relację z naszego wyjazdu do Maroka- relacja pojawiła się na stronie P.O.C w wyjeździe wzięły udział 3 załogi z P.O.C chociaż tylko jedno Pajero
- zapraszam do komentowania jeżeli macie jakieś pytania zapraszam




"Może wybierzemy się do Maroka". Pomysł lekko rzucony przez klubowego kolegę, początkowo traktowany z przymrużeniem oka, a nawet lekko wyśmiany jednak trafił na podatny grunt. Kilka wykonanych telefonów, kilka napisanych meili i nagle okazuje się że znajomi też by się wybrali i znajomi znajomych też, a kilka osób już było i chętnie pojadą jeszcze raz.
Założenie było jedno i bardzo oczywiste,żadnego osadnictwa tylko objazdówka wokoło Maroka tak żeby przez 9 dni zobaczyć jak najwięcej,zobaczyć nie kurorty turystyczne i leżaki na plaży, tylko to prawdziwe Maroko,to oddalone od zainteresowanie biur podróży.
Postanowiliśmy wynając przewodnika, który objechał Maroko już kilkukrotnie. Skorzystaliśmy z usług Mariusza,właściciela firmy "Podroze 4x4.pl"




W kilka dni zebrała się całkiem pokażna ekipa składająca się z 12 "terenówek", w skład wchodziło: 7 Patroli, 4 Toyoty, i jeden rodzynek - Mitsubishi Pajero.


Swoją eskapadę do Maroka rozpoczeliśmy od zaokrętowanie się na prom we włoskim mieście portowym Genua.Prom z Genui do Tangeru płynie 48 godzin, czas ten wykorzystaliśmy na szeroko pojętą integrację.



Najdłużą chwilą w ciągu całej wyprawy było oczekiwanie na wypuszczenie nas z promu, stoimy w porcie godzinę a ciągle nie wywołują poziomu naszego parkingu i wreszcie jest parking D do wozów. Tym razem Titanic nie zatonął,jeszcze tylko odprawa paszportowo celna i zaczynamy przygodę z Afryką.
Pierwszy nocleg wypadł w miasteczku Szafszawan,przyjechaliśmy na kemping póżnym wieczorem i dopiero rano mogliśmy się przekonać w jak cudownym miejscu przyszło nam nocować.





Charakterystyczną cechą tego miasteczka są budynki pomalowane na wszystkie odcienie błekitu.W malutkich pomieszczeniach znajdują się sklepiki oraz pomieszczenia warsztatowe. W tym właśnie mieście po raz pierwszy spróbowaliśmy "Berberskiej Whiski".Podaje się ją w musztardowych szklankach, zawartośc ma kolor błotnej kałuży z której prześwituje łodyga mięty, do tego jest piekielnie słodka.Tak Berberyjska Whiski to miętowa herbata podawana troszeczkę inaczej niż u nas :-) (nie mam zdjęcia ale ruszcie wujka google warto to zobaczyć)
Ruszyliśmy do Fezu, krajobraz za oknem zmieniał się błyskawicznie, od soczystych zielenią pól z poletkami uprawnymi - klimat typowo nadmorski - do coraz bardziej surowych wzgórz z przysuszoną trawą.




Obowiązkowym punktem w Fezie jest medyna najstarsza w Maroku, otoczony murem z licznymi bramami labirynt ciaśniutkich uliczek wypełnionych straganami z przyprawami, daktylami, oliwkami, oraz sklepy z miejscowym rękodziełem.Zaszokował nas "sklep mięsny" a właściwie stragan reklamowany odciętą głową wielbłada, na hakach wisiały półtusze jagnięce w 20 stopniowym ciepełku - a to początek marca więc jeszcze chłodno -oraz podroby wszelakie rozłożone
po ladzie. "Zapach" niezapomniany.





Ogólnie mieszkańcy chyba przyzwyczajeni,a dla przyjezdnych dodatkowa atrakcja, chociaż nie żałowaliśmy odwiedzając najstarszą farbiarnie że słońce właśnie postanowiło zachodzić. Smród obłędy.





Przed straganami stoją czteronapędowe, kopytne, osierścione,wolno coś żujące,najpopularniejsze pojazdy w Maroku marka "Donkey"- służą tutaj za
pickupy



podobno marką "camel" jeździ się dostojniej.:-)
Nazajutrz wielki dzień, Sahara, pierwszy raz na prawdziwej pustyni.





W niesamowitym tempie 11 samochodów "znika" nam z widoku, zaczynamy czuć się nieswojo na zupełnie płaskiej patelni,postanawiamy kierować się na najbliższe tumany kurzu widoczne z daleka po poprzedającym pojeździe. Po kilku kilometrach samotności docieramy do Erg chebbi przepięknych piaszczystych wydm, połączenie pomarańczu piasku z błekitem nieba wprost nieziemskie.


oki to nie wydmy tyko nasze auta- wydmy możecie sobie wygooglać :-)

Spuszczamy powietrze z kół i zaczyna się zabawa w ogromnej piaskownicy. Początki nie są łatwe kilka zasad trzeba sobie przyswoić ale z każdym podjazdem idzie coraz lepiej.






Fotoreporterzy szaleją.




Zabawa na wydmach przypomina roller coaster, trawersy, ciężkie podjazdy, strome zjazdy, łopaty, liny, wyciągarki w akcji, wyjące silnik, słowem cudownie. Zabawę przerywa nam nieubłaganie zachodzące słońce, najwyższa pora rozglądnąć się za w miarę osłoniętym miejscem na biwak.Nocujemy na saharze.



Po śniadaniu w fantastycznych humorach



ruszamy do Merzougi,
zwiedzamy miasteczko, po wieczornej regionalnej kolacji składającej się z tadzinu,oliwek i miejscowego chleba nocujemy w uroczym Kasbah le Touareg.Dla kochających zimowe szaleństwo, tutaj można pojeździć na nartach lub desce po wydmach.



Przed nami kolejny dzień i kolejna pustynia, po piaszczystej czas na Hamadę pustynie kamienistą, gęsto usianą odłamkami skalnymi mieniącymi się w słońcu niczym żelazo.Właśnie na niej spotykamy stad wielbłądów.Po drodze mijamy góry w kolorze węgla. Nawierzchnia pozwala na rozwinięcie dużych prędkości,wataha genetycznie zmodyfikowanych patroli osiągnęła na Hamadzie prędkość zdecydowanie przekraczającą dozwoloną na naszych autostradach.



Oprócz nawierzchni Hamada to ogromne chmury pyłu, jadąc w odległości 40 m od poprzedzającego pojazdu widocznośc jest zerowa, ale że cała była nasza więc jechaliśmy obok siebie. I tak do wieczora w tumanach pyłu ścigaliśmy zachodzące słońce. Nocleg tym razem w miejscowości Warzazat śliczne i bogate miasteczko położone pomiędzy górami Atlasu Wysokiego i Antyatlasu, spacer po mieście i pierwsze nieśmiałe próbowanie mięsa z wielbłąda.


Nazajutrz wizyta w Wytwórni filmowej Atlas Studios- podobno największej wytwórni na świecie.



Niesamowite są scenerie ustawione na tle śnieżnych szczytów Atlasu. Zwiedzamy scenerie filmu "Mały Budda", siedzimy w lochach w których siedział "Gladiator" spacerujemy między kolumnami "Kleopatry"i śmiejemy się wspominając "Asteriksa i Obeliksa", rewelacyjnie wyglądają fasady podparte rusztowaniami.



Po chwili w starożytności, ruszamy w góry Atlasu, cały czas towarzyszy nam upał i kurz, widoki zmieniają się błyskawicznie kurz nie ustaje.Wspinamy się coraz wyżej i coraz wspanialsze widoki przed nami się otwierają.





Mijając kolejne wioski rozdajemy najpierw słodycze a później większość jedzenia przywiezionego z Polski - biedę w górach poprostu widać, lepimy bałwanka dla znajowych z Polski ;-)



i kierujemy się na Marakesz.

W tym miejscu zrobimy krótką przerwę zapoznawczą
- Jazda po dużych miastach Maroka dla europejczyka przypomina wojenny chaos-jest tyle elementów na które kierowca musi uważać- przejścia dla pieszych są ale nikt ich nie używa, piesi poprostu plączą się po drogach "stadami" poruszając się w każdym możliwym kierunku z chodzeniem wzdłuż pasa ruch włącznie, czerwone światła nie dokońca obchodzą kogokolwiek, czasami jedyną możliwością przejazdu jest wciśnięcie gazu w podłogą z jednoczesnym naciśnieńciu klaksonu, do tego rowery skutery, osły, zaprzęgi poruszające się podobnie jak piesi.Kierowcy marokańscy byli dla nas bardzo przyjaźni tylko kilka razy nas strąbili, Policji jest masa, początkowo obawialiśmy się wjazdu na "czerwonym" ale nik nie reagował.Co ciekawe w tym całym chaosie nie widzieliśmy ani jednej stłuczki ani potrącenia. Maroko słynie z tego że aż 90% rdzennych mieszkańców ma coś wspólnego z uprawą konopi.W medynie na każdym kroku można usłyszeć "hasz,hasz" i tak z tysiąc razy. Wiąże się to z bardzo licznymi blokadami drogowymi, jako turyści zawsze przez takie blokady byliśmy przepuszczani bez kontroli.

Marakesz a właściwie plac Dżamaa al-Fina w medynie, podobno był używany do sprzedaży niewolników,oraz jako miejsce egzekucji a obecnie stoją na nim ogromne ilości straganów spożywczych gdzie można zjeść wszystko co sobie wymażymy, no może bez schabowszczaka.Po spacerze i obfitej kolacji taksówkami z przygodami (okazuje się że wizytówka z nazwą hotelu oraz adresem nie wystarcza :-) ) wracamy do hotelu Palais Albahia.









W drodze do Casablanki postanawiamy odwiedzić wodospady d’Ouzoudian. Od parkingu pomiędzy licznymi straganami z dobrem wszelakim -tutaj należy nadmienić że Berberowie nie są nachalni dopiero jak dotkniemy przedmiotu zaczynają negocjacje, po za tym wszystkie przedmioty są "berberian lub tuareg" pewnie szkło z Krosna też by było "berberian"gdyby je mieli - po niezliczone knajpki z colą i tadżinami, wąziutką wilgotną serpentyną schodów schodzimy oglądać wodospady "od dołu". Turystyka dość dobrze rozwinięta więc i łódką można podpłynąć do nich samych. Po drodzę spotykamy gromadkę wolno żyjących Makaków oczywiście berberyjskich które z udawanym znudzeniem wyciągają od turystów łakocie.Spacer pobudza apetyt więc nie możemy przejść obojętnie koło pachnących knajpek, a co tam jeden tadzin nie zaszkodzi-wyjedziemy trochę później.









Czas biegnie nieubłaganie a jeszcze kawałek drogi do Casablanki, niestety szczęście się skończyło i łożysko w kole zaprzyjaźnionej Toyki odmówiło posłuszeństwa, dłuższa chwila na diagnozę i prowizoryczną naprawę (parę telefonów i łożysko już jest...w Rabacie za Casablanką, ale jedziemy.)
Do Casablanki dojeżdżamy późnym wieczorem, kolacja i pomimo zimna i gęstej mgły zaślubiny z Oceanem połączone z poszukiwaniem muszli.Opinia o Casablance jest zniechęcająca do zwiedzania brzmi "mocno przereklamowana" i oprócz meczetu Hassana II -który jest trzecim pod względem wielkości meczetem na świecie, ale wśród "zabytków" młodziakiem budowę ukończono w 1993r- niewiele jest tam do zwiedzania, po porannym spacerze brzegiem oceanu, bez żalu opuszczamy Casblankę i udajemy się przez Rabat do Tangeru.






Przygodą którą należy opisać to zakup alkoholu w Maroku i nie chodzi o wysokoprocentowe trunki a o zwykłe wino. Przejechaliśmy po Maroku 2000 km i raz udało nam się zakosztować "sahary" w restauracji, w sklepach totalna posucha, coś takiego jak dział alkoholowy nieistnieje. Koniec podróży się zbliża ciężko bez butelczyny lokalnego trunku wracać do domu -na butelce było że w produkcja Casablanka więc gdzieś musi być dostępny.Wujek google i jest, sprzedaż alko tylko Carrefour- na szczęście dla nas w Rabacie takowy jest więc zbaczamy z trasy i pędem do sklepu.I szok nigdzie na sali głównej nie ma, kolega Hiszpan wykazał się inicjatywą i okazało się że alkohol sprzedaje się z tyłu sklepu w części magazynowej, wejście przez pancerne drzwi wszystko otoczone metalowym murem a wchodzący nie widzą wychodzących, ubawiliśmy się tam przednio.
Jeszcze postój na lokalnym targowisku w celu zkupienia przepysznych świeżych pomarańczy zupełnie różnych od tych naszych okrąglutkich, błyszczących, gazowanych




i kierunek prom.
Przepiękna trasa bardzo fajnie ułożona od części trudnej, hamady stresującej i męczącej, po cudowne pożegnanie z Afryką nad wodospadami gdzie małpy zyja sobie na wolności. Trochę będzie żal nie słyszeć mlezina wzywajacego o wschodzie na modlitwę.
Zostaję powrót i żal wyjeżdżać, chociaż pomału mamy dość tych ślicznych czerwonych domków, wszechobecnego pyłu, niekończących się wertepow zaczynamy przyziemne marzyć o wlasnym łóżku i schabowym z kapustą ;-)

Parę słów o naszej ulubionej marce.
Mitsubishi w Maroku największa ilość to ciężarówki, pojedyncze egzemplarze Pajero I-IV, masa L-200 zwłaszcza tych starszych. Zresztą przeważająca część pojazdów to lata 70 głównie peugoty, duża ilość mercedesów beczek(chyba główny pojazd w miastach)
co do Białej Strzały lub teraz Białego Lisa Pustyni :-) jak zawsze niezawodna, porządnie dostała w kość, posikała się benzyną (puściła obejma na filtrze paliwa),zdeformowała się delikatnie płyta osłonowa silnika (wiel-błądy kierownika) ale jak z każdej wyprawy dzielnie dowiozła nas do domu, ciężko będzie Wam w to uwierzyć ale w krótkiej "dwójce" można się wyspać rewelacyjnie, zabudowa spisała się na medal - chociaż przed następną wyprawą trzeba ją będzie porządniej poskręcać.Nie udało się przeskoczyć 300000 na liczniku chociaż niewiele brakło - no ale na Albanie coś trzeba zostawić
i to by było na tyle 8)

Paweł "Bernii" Bernecki
_________________

 
 
 
piotr277 
Forumowicz


Auto: Pajero III V75 6G74
Kraj/Country: Polska
Pomógł: 4 razy
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 172
Skąd: Warszawa-Ursynów
Wysłany: 27-03-2015, 11:23   

Extra! Świetna relacja no i wyprawa!
_________________
PIII LWB (V75) 6G74
PII SWB (V23) 6G72
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Ta strona używa ciasteczek (ang. cookies) w celu logowania oraz do badania oglądalności strony.
Aby dowiedzieć się czym są ciasteczka odwiedź stronę wszystkoociasteczkach.pl
Jeśli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie ciasteczek na tej stronie, zablokuj je w opcjach Twojej przeglądarki internetowej.