Forum Oficjalnego Klubu Mitsubishi - MitsuManiaki Strona Główna Forum Oficjalnego Klubu Mitsubishi - MitsuManiaki


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum
 Ogłoszenie 


W myśl ustawy RODO, akceptując regulamin wyrażasz zgodę na gromadzenie i przetwarzanie swoich danych osobowych w celach związanych z przyznaniem dostępu do forum / wstąpieniem do klubu.
Administratorem danych jest Oficjalny Klub Mitsubishi - MitsuManiaki
Jeśli nie akceptujesz powyższych informacji, prosimy o kontakt z Administracją w celu usunięcia konta.

Poprzedni temat «» Następny temat
Japonia - wrażenia
Autor Wiadomość
Hubeeert 
Mitsumaniak
na urlopie

Auto: TOYOTA YARIS 4EVER
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 21 Mar 2005
Posty: 17695
Skąd: Warszawa
Wysłany: 08-06-2007, 22:33   

Ale to nie Ty? ;-)

Ani nikt z Waszej wycieczki? :D

_________________

Thomas Jefferson said:
1. A government big enough to give you everything you want, is strong enough to take everything you have...
2. The democracy will cease to exist when you take away from those who are willing to work and give to those who would not...
Just think...

.
 
 
Jackie 
Mitsumaniak
Dealer Mitsumaniak


Auto: Eclipse Cross PHEV
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 21 Mar 2005
Posty: 3599
Skąd: Białystok
Wysłany: 10-06-2007, 17:01   

Pisałem na forum Subaru, coby się powtarzać kopiuję:
Jak już część z Was wie, kilku dealerów, sprzedawców i Dyrekcja w osobie własnej pojechało obadać jak to Szuwary powstają. Wiąże się z tym kilka śmiesznych opowieści co to je wam pokrótce przekażę
I tak dzień pierwszy zaczął się na warszawskim lotnisku, gdzie całość naszej kompanii zebrała się w jednym miejscu (co jak później się okaże wcale nie było sytuacją normalną ) i udała na tzw. odprawę. Nie wiem jak Wy ale ja mam strasznego pietra w temacie latania i świadomość 14 godzin lotu jakoś nie wprawiała mnie w euforię. Dla kurażu (i dla zdrowotności, a jakże ) dwa podwójne giny z tonikiem załatwiły sprawę o tyle, że dałem się wreszcie zaciągnąć na pokład Airbusa. Po przeżyciu startu, jakoś poszło. Nie będę opisywał wizyty na Heathrow (gdzieśmy przesiadkę mieli) bo i nie ma specjlanie o czym pisać, może oprócz koszmarnego syfu i rozgardiaszu oraz celnika-desperata co się wziął na ambit i z Dyrekcją dyskutował (nie pogadał długo bo jego manager kazał mu się zamknąć )
Lot z Londynu przyspożył nam wielu niezapomnianych wrażeń, choć wydaje mi się, że British Airways też szybko o nas nie zapomni. No bo co może Polak robić przez 11 godzin w jednym miejscu? Ano właśnie... obsługa częściowo byla japońska co poskutkowało nawiązaniem bliższych stosunków z niejaką Sumiko. Bardzo przyzwoita Japonka, jednak wiele straciła w moich oczach jak odmówiła mi 6 kolejnego podwójnego ginu (nie muszę dodawać, że starałem się podtrzymać w nastroju niwelującym strach przed lataniem? Niemniej nie znalazło to zrozumienia u Sumiko....) Resztę drinków zamawiałem już na swoją żonę Gdy się i ta mozliwość wyczerpała, już to z powodu braku zaufania do nas już to z braku ginu na pokładzie (choć postulowałem wielkim głosem mały postój gdzieś w Rosji coby zanabyć ubytki ) w sukurs przyszli koledzy, jak się okazało bardziej doświadczeni i mający ze sobą wódę na myszach czyli Jacka Danielsa. Tym, i tylko tym, sposobem nasza podróż przebiegała dalej bez większych zakłóceń, nie licząc może wykorzystania kilku "Air sicknes bag" i to jeszcze przed lądowaniem
Japonia powitała nas pieknym słońcem, ciepłym wiaterkiem i obrzydliwą wręcz czystością. No mówię Wam, dla Polaka trudny widok.....no bo lotnisko Narita (większe skądinąd od Okęcia) nie miało nawet zasmarkanego papierka na podłodze czy też kipa przytulonego do krawężnika. Koszmar. Po znalezieniu "smoking area" duża część wycieczki jakby się rozmyła i przez dłuższy czas nie było ich widać. W końcu nasz przewodnik pozamiatał nas do autokaru gdzie przywitał nas niejaki Kawagashi San (w skrócie Smiley, bo się go normalnie wypowiedzieć nie dało....;) ) Po przedstawieniu się się oznajmił, że znajdujemy się 100km, 23 m i 16cm od hotelu, w którym mamy nocować. Naszą wesołość na tę wieść przyjął ze zdziwieniem i skwitował wzruszeniem ramion. Po jakiejś godzince i przejechaniu 100km, 23m i 19cm (za tę nieścisłość Smiley przeprosił ) byliśmy na miejscu. Tokio, jak Tokio. Ot duże miasto, masa małych żółtych ludzików (jakieś 31mln, na teraz) i mnóstwo aut. Nic takiego.





Wyszedłem już na twardziela??
No to teraz serio - I Love Tokio! i to jak cholera, jego mać OK, jest ogromne ale czyściuteńkie, uporządkowane i na swój sposób ładne. Drapacze chmur, estakady (niekiedy zawieszone na 25 metrach...) neony i cała reszta bez trudu wprawiły gościa z Supraśla (mnie znaczy się) w zachwyt. Jakby tego było mało hotel co to mieliśmy w nim mieszkać okazał się być placówką o standardzie, jakiego w Europie jeszcze nie znalazłem. No mówię Wam, kompleksów nałapałem....
Dzień miał się zakończyć kolacją w kompletnie japońskim stylu i tak się niestety stało. Nadmienić tu muszę, że jako prawdziwy Polak z krwi i kości jakoś nie toleruję żarcia co dezercji z talerza dokonuje albo patrzy na mnie z wyrzutem, więc spać poszedłem głodny i gdyby nie "sziabu-sziabu" (cieniutkie płaty mięsa gotowane pałeczkami w roztworze wody i calej masy ichniejszych glonów) z pewnością bym się przekręcił Po tej "sutej' uczcie pojchaliśmy z powrotem do hotelu. Na skutek jet-lagu nie daliśmy rady spać, więc powstał pomysł dość prosty w swej zasadzie, a mianowicie: " W miacho!!!" No i się zaczęło...
Okazało się, że Tokio nie było przygotowane na przyjęcie 10 gajdzinów (japońskie określenie cudzoziemca, w wolnym tłumaczeniu oznacza nie mnie nie więcej - Długonosy )łażących do 3 nad ranem po ulicah i dających wyraz swojej narodowości drąc na całe gardło "Szła dzieweczka...". Ludziki jakoś nieufnie na nas patrzyły i nie wiedzieć czemu przechodziły na drugą stronę ulicy (wyłączyć tu należy dwóch stróżów porządku, którzy, zapewne w niewybrednych, słowach kazali nam się zamknąć i spadać do domu). Tak oto skończył się nam dzień pierwszy....(no dobra, w hotelu zrobiliśmy sobie godzinkę w jaccuzi i po następnej, przespanej tym razem, godzinie, wstaliśmy na spotkanie dnia drugiego)
Dzień drugi, czyli jak uniknąć kaca....

Po długim śnie (godzina i 15 sekund... ) zostaliśmy wezwani na śniadanie. Fajnie, było. Znaczy wleźliśmy na salę, która akurat nam przynależna nie była i wielkim głosem zaczęliśmy domagać się jedzenia. Kelner nieco zbity z tropu, choć nadal (jeszcze ) uśmiechniety rozpoczął celebrę podawania. Trzeba Wam wiedzieć, że posiłki w Kraju Kwitnącej Wiśni składają się z 5-10 potraw podawanych z niezwykłą atencją, niestety w proporcjach japońskich, a to oznacza, że Europejczyk, a tym bardziej Polak tylko się denerwuje... Rozpowszechnił się nawet taki żarcik, że to co podają, w ślad za obyczajami podawania wina, jest li tylko próbką służącą akceptacji. Kelnerzy nie bardzo wiedzieli co mają ze sobą zrobić, jak zgodnym chórem informowaliśmy ich, że nam danie pasuje i że może podawać do stołu Po kilku podobnych zagrywkach z uśmiechu kelnera pozostał tylko cień, kiepsko maskujący rozdrażnienie i politowanie dla troglodytów z Europy.
Po śniadaniu wepchnięto nas do autokaru, przy czym słowo "wepchnięto" jast jak najbardziej na miejscu już choćby z powodu ustawicznego rozłażenia się całej komandy w poszukiwaniu pacaneum na kaca. Wyjaśnić tu należy, że według starych bajań górali, jak się pije i się nie śpi należy jak najszybciej powrócić do picia. Jako naród niezwykle związany z tradycją pospieszyliśmy w kierunku "Seven Eleven" ku rozpaczy Smily'a Sana, usiłującego naszą wesołą gromadkę zebrać w jakiejś określonej przestrzeni. Po zanabyciu odpowiednich medykamentów zgodziliśmy się na wejście na pokład autobusu. Wieźli nas do Izu, gdzie mieliśmy oglądać świątynię, zjeść obiad (taa....) oraz zakwaterować się w tradycyjnnie urządzonym japońskim hotelu. I fajnie, ino co kilku z nas nie miało pojęcia, że gorzej obrazić Japończyka się nie da jak tylko wychodząc w klapkach do WC na hol hotelowy.... Nie muszę dodawać, że tak właśnie się stało? . Z resztą z tymi klapkami to ciekawa sprawa jest, bo mają inne na balkon, inne do mieszkania a jeszcze inne do łażenia po swiętych matach tatami. Wracając jednak do wycieczki i zwiedzania, pojechaliśmy obejżeć Wielkiego Buddę. Wchodząc na plac wszyscy, jak jeden, mieliśmy wrażenie, że jednak Jack Daniels jest robiony na myszach....No bo 18 metrów brązu stojącego na podwórku, to nie jest normalne, nie? Gorzej, posąg powstał coś koło 970roku naszej ery a to oznacza, że nasz dumny Mieszko I właśnie odłozył dzidę i zbudował pierwszy szałas.... Deprecha. Niemniej był wesoły akcent bo jeden z uczestników wycieczki mógł pochwalić się wzrostem ciut ponad 2m i wszyscy Japończycy chcieli mieć z nim zdjęcie, wychodząc z założenia, że drugi raz Godzilli na żywo nie zobaczą Kupa śmiechu z tym była. Swoja drogą Japończycy robili nam fotki na każdym kroku, żeby nie wspomnieć problemów Dyrekcji z wycieczką małolatów (jak na nich średniej wielkości, jakieś 200sztuk drobiazgu ) i przestojem bo przecież każdy miał własny aparat i każdy po prostu musiał mieć własne zdjęcie Nie chwaląc się przyszliśmy z Młodą w sukurs i pozostałą część maluchów odstraszyliśmy (mówiłem jej żeby zrobiła jakiś makijaż )
Po długim zwiedzaniu wróciliśmy do hotelu i okazało się, że zwyczajem tam panującym było używanie Yukaty (pseudo kimono takie...) podczas pobytu na miejscu. Pani w recepcji lekko zbladła widząc Michasia (201cm) mnie (192 cm) i paru innych podług ichniejszej miary - "nieforemnych" Zaczęła się gorączkowa krzątanina coby znaleźć spodnie nie wyglądające jak szorty, uwieńczona częściowym tylko sukcesem, gdyż nogawki w moim przypadku kończyły się tuż za kolanami W połączeniu z klapkami do połowy stopy (ja noszę 12...) dawało niezpomniany widok. Zaproszono nas na kolację. Japońską oczywiście...Nie pomogły prośby, groźby i inne takie...podali mi krewetkę. Normalnie wielką, czerwoną krewetę spoglądającą na mnie smutnymi, ugotowanymi oczami.... Nie było rady. Trzeba było to zjeść. Przełykając łzy rozpaczy i żalu po zwierzaku, pożarłem to paskudztwo i zapiłem adekwatną ilością piwa....I to był mój koniec. No bo nie wierzę, że butelka Jacka Danielsa zapita łykiem Coli może spowodować takie spustoszenie w żołądku....Po prostu nie wierzę Wieczór był bardzo udany, graliśmy na klawiszach (Maciek jest po szkole muzycznej i gra nawet na patyku ), tańczyliśmy, nawiązałem nawet stosunki polsko-japońskie z uroczą młodą damą, którą zmusiłem do wypicia brudzia Myszo-wódą zapitą Colą z puszki, potem.....Obudziłem się w pokoju..... Z opowieści wiem, że bardzo mi ta krewetka zaszkodziła i całą noc moja wierna żona miała pełne ręce roboty...No mówię Wam, wszystko tylko nie krewetki....;) Z głową wielkości hotelu powitałem radośnie nowy dzień.


Dzień trzeci czyli Kioto by night....

Po jakim takim dojściu do siebie pakujemy się na powrót w Shinkansena, tym razem jedziemy nowszym ( a nie tym starym pudłem co to jedzie tylko 250km/h ;) ) i po niespełna godzince lądujemy w Kioto. Pierwsze wrażenie jest zgoła odmienne niż w Tokio, tu mamy do czynienia z tzw. Starą Japonią czyli świątynie, pałace, posągi a wszystko starsze niż historia naszego kraju ;) Lekko jeszcze zamgleni lokujemy się w hotelu nie ustępującym standardem Prince Sakura Tower, za to w większej skali bo budynek jakiś taki o połowę większy (w sumie nic dziwnego, tu za metr gruntu nie trzeba zapłacić równowartości nowego Legacy ;) ) zaczynamy od znalezienia jakiegoś przystępnie położonego pubu i ku ogromnej radości znajdujemy go nie dalej niż 100m. od nas. I fajnie, lokal mamy ;) Tu muszę się przyznać do pewnego niecnego planu, otóż po 2 dniach „głodówki” (pomimo, że zamówiłem sobie jadłospis „western style”, który ma się jednak tak do naszego jak polski odpowiednik kuchni chińskiej do oryginału ;) ) upatrzyłem sobie Mc Donalda i to z napisem 24h open. Gitarrra! ;)
W Kioto (a w zasadzie w Narze, ale to niedaleko) mamy do obejrzenia największy drewniany budynek na świecie, w którym stoi największy posąg Buddy na świecie (muszę Wam powiedzieć, że Małe Żółte Ludki mają jakiś kompleks wielości i wszystko u nich musi być naj, maja nawet wieżę Tokio Tower, która przypomina Wieżę Eiffela ino co większa jest ździebko bo liczy sobie 333 metry i 3 centymetry ). W ogrodzie otaczającym budynek grasuje cała masa Danieli (znaczy takie ichniejsze sarenki uznane za święte i pod ochroną, szkoda, że turysta też nie jest pod ochroną, bo te gnojki wyrywają z ręki wszystko myśląc, że to żarcie dla nich i tak straciliśmy 2 bilety do gmachu…. ;) )

(tu Młoda usiłując sie jakoś z bydlakami dogadać ;) )

Po tych przejściach wchodzimy na obszar świątyni i tu szok. Budynek jest wielkości naszego dworca centralnego w Wawie ale za to jest cały drewniany i fantastycznie zdobiony. Jakieś posążki, ganki, schody i wszystko w makroskali.


(zwróćcie uwagę na proporcje ludzi w stosunku do budynku. To jest WIELGACHNE)

Już to nas lekko zaniepokoiło, bo u nas takich rzeczy nie ma a my nie lubimy czegoś nie mieć ;) Nic to, składamy ten efekt na błędy percepcji nieco zaburzonej wczorajszym, jakże udanym, wieczorem. O ile na zewnątrz dało się to jeszcze znieść to po wejściu ogarnęło nas przygnębienie już totalne….W środku stoi sobie posąg Buddy…. Ma 23 metry... Przy nim my wyglądamy jak nie przymierzając Japończycy przy Michale. Jak oni to zrobili? I to w czasie, kiedy nasza kultura przeżywała właśnie rozkwit bo udało się zbudować pierwszą tratwę rzeczną? ;) A teraz na serio, wrażenia niesamowite, ogrom budynku jak i jego zawartości budzi nabożny szacunek. Dla uzmysłowienia skali – w jednej z kolumn podtrzymującej dach jest wywiercony otwór wielkości dziurki w nosie Buddy. Przejście przez niego ma oznaczać szczęście na cały rok i moja Młoda oczywiście przez ten otwór przeszła. Rozmach niespotykany na Starym Kontynencie. Fotka nieco ciemna bo nie można używać flesza, mam nadzieję, że coś jednak widać:



Mieliśmy szczęście bo trafiliśmy na jakieś uroczystości odbywające się w świątyni co pozwoliło nam zrobienie większej ilości fotek niż wszystkie wycieczki Japończyków do Polski razem wzięte ;) Na szczęście nie ma zakazu fotografowania a mnisi chętnie pozują z nami do zdjęć.
Potem wsiadamy do autokaru, który zawozi nas z powrotem do hotelu. Tam prysznic, chwila relaksu, piwo…. Jedziemy na lunch do dzielnicy Gejsz. Maja nas obsługiwać Meiko, czyli przyszłe Gejsze ( o ile przejdą jakąś tam ilość imprez między innymi z gajdzinami ;) ) Dziwna rzecz z tymi kobietami, były tylko 2 a nas 18 osób i każdy, ale to każdy, dałby sobie uciąć łeb i lewą stopę, że jedna z nich właśnie przy nim stoi. Nie bardzo wiem jak one to robią ale każde odwrócenie wzroku od stołu skutkuje napotkaniem wzroku Meiko. No cóż szkolą się w tym już od 600lat, znaczy znają chwyty ;) Lunch niezwykle przyjemny i atmosferze minionej już epoki (niestety…) Po zakończeniu jedzenia czeka nas występ Meiko z prezentacją tradycyjnego tańca. Niby nic, bo mało to dynamiczne było, niemniej z podziwem patrzyliśmy jak udaje im się nie zaplątać w kimono o tysiącu warstw. Przygrywa nam ichniejszy instrument strunowy, będący niedorozwiniętą wersją naszej gitary (ma tylko 3 struny i nie ma dziury w pudle ;) ) Po tej prezentacji przechodzimy do czegoś nieco bardziej wesołego mianowicie do gry w „papier, nożyczki, kamień”. Tu zostają zaproszone nasze kobitki do rywalizacji i mecz Polska – Japonia kończy się wynikiem 1:1. Fajnie było ;)




Zapomniałem poinformować, że podczas posiłku podawane jest piwo Asahi. Nie jest to może szczyt browarnictwa niemniej powoli wydobywa naszą gromadkę z przygnębiającego nastroju wszechobecnego kaca ;) Po ok. 2 godzinach już z uśmiechami na twarzach wysypujemy się radośnie z lokalu. No i co dalej? Po raz kolejny pada propozycja „W miacho!” ;) i przez część z nas zaakceptowana już w pierwszym czytaniu. Ja oczywiście także idę no bo przecież znalazłem Mc Donalda! Robi się późno i ulice zaczynają pustoszeć. Nie zrażeni tym faktem dzielnie brniemy w gąszczu ulic i tamtejszych kawiarenek w poszukiwaniu „domowego jedzenia” ;) W kole 1 w nocy docieramy do mekki Europejczyka z napisem 24h Open. No i zonk, bo jakaś obsługa jest w środku, światła się palą ale open nie jest zupełnie i nawet pukanie w szybę i próba przywołania jakiegoś człowieczka kończy się fiaskiem….Lekko zeźlony idę do restauracji obok, ewidentnie tym razem czynnej i od progu zadaję pytanie o coś „cywilizowanego” do jedzenia. Rozpacz. Jedyna czynna knajpa z żarciem w Kioto i to z tradycyjnym jedzeniem……chińskim. Nie wiem co gorsze, japońskie wybryki kulinarne czy rodzime szczury za to w polewie octowej…. Horror. Głodny, zły i wyraźną rezerwą alkoholową szukam innych rozwiązań. Bogu dzięki za „Seven Eleven”!!!! Okazuje się, że nie dość, że są czynni to jeszcze serwują podgrzewane w mikrofalówce Hot Dogi z prawdziwą parówką!!!! Wzięliśmy 6. I Asahi…dużo Asahi ;) W lepszych nastrojach udaliśmy się na poznawanie topografii miasta. Jak się okazuje skupisko 1,6 mln. ludków w jednym miejscu wcale nie musi być niebezpieczne i nawet o 3 nad ranem nikt z nas nie czuł się zagrożony. W ogóle będąc w Japonii ciężko uwierzyć, że może istnieć tam jakieś niebezpieczeństwo, łamanie prawa czy Jakuza…. Rozbawiło nas dwóch Japończyków naprawiających drogę (oczywiście nocą, coby nie przeszkadzać ludności w przemieszczaniu się) z czego jeden pracował przy koparce a drugi, pomimo zerowego akurat ruchu kołowego, machał czerwoną świetlówką ostrzegając nieistniejące na drodze samochody. Polak już dawno by sobie odpuścił i może by wstał jakby coś jechało…. a może i nie? Tak czy inaczej dzień zbliżał się ku….początkowi, bo w kole 4 nad ranem zatupaliśmy na schodach hotelu. Były niejakie problemy z namierzeniem własnych kwater ale summa summarum wszyscy nocowaliśmy we własnych łóżkach (chyba…. ;) ) Z mocnym postanowieniem odpoczynku od napojów wyskokowych w dniu kolejnym poszliśmy spać ;)

Na razie tyle ;)
_________________
Jackie
Evolution never ends...
http://wybieramaso.pl/
 
 
 
Ficu865
[Usunięty]

Wysłany: 10-06-2007, 20:03   

Przeczytałem...:) Fajnie. Widać że sporo się dowiedziałeś, m.in. jak Subarki powstają hehe :p
 
 
dager
[Usunięty]

Wysłany: 10-06-2007, 20:48   

robi się coraz ciekawiej :mrgreen: , czekamy na ciąg dalszy :D
 
 
saphire 
Mitsumaniak
daje wędkę nie rybę


Auto: Laguna Coupe GT
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 20 Sie 2006
Posty: 6011
Skąd: Przemyśl
Wysłany: 10-06-2007, 21:33   

No masz chłopie zdolności powieściopisarskie :badgrin: zapewne c.d.n. :?:
_________________
Bartek `saphire` Siębab
 
 
stanik 
Mitsumaniak


Auto: Volvo S60 2.4i
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 15 Lut 2006
Posty: 1248
Skąd: Legionowo k/Wawy
Wysłany: 10-06-2007, 23:12   

tia, mam to samo spostrzezenie co Ficu :) czyli 3 czy 4 dni wyjazdu i jeszcze nie byliście u głównego celu wizyty :) Ale może to taka taktyka, przygotowywali Was powoli na ten szok ;) Czekam również z niecierpliwością na więcej... :)

Pozdrawiam
_________________
#0175/KMM
Carisma 1.8 SOHC 115KM GLX (Pb +LPG)
SPRZEDANA 30.08.2007
AB RH+
Canon 350D + KIT 18-55mm + Sigma 18-200 OS + Canon 50mm 1.8
 
 
 
raddex 
m3m&mitsumaniak


Auto: Lancer GT, 2016 r., 2,4 Pb
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 13 Sie 2005
Posty: 1239
Skąd: Gdynia
Wysłany: 11-06-2007, 20:49   

Jacku czekamy na ciąg dalszy opowieści, jak na razie historia jest bardzo imponująca. :D :D :D
_________________
Mitsubishi Lancer GT 2,4 MIVEC - 2016 US ver.
Mitsubishi Galant Kombi 2,0 elegance - 2001r. - LPG - sprzedany
Mitsubishi Lancer Kombi 1,6 16V 113KM, 1997r. - sprzedany 05.07.2010
 
 
Koton 
Forumowicz

Auto: Bez auta. Kiedys 92` CA5A
Dołączył: 23 Paź 2005
Posty: 356
Skąd: Kraków
Wysłany: 11-06-2007, 21:08   

Rewelacyjna narracja i rewelacyjny wyjazd. Aż sie chce tam jechać :)
 
 
 
Jackie 
Mitsumaniak
Dealer Mitsumaniak


Auto: Eclipse Cross PHEV
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 21 Mar 2005
Posty: 3599
Skąd: Białystok
Wysłany: 10-08-2007, 13:02   

Odkopuję z uwagi na powstanie strony www , która ujrzała światło dzienne dzięki ciężkiej pracy Arkap. I tu raz jeszcze dziękuję, na Mitsumaniaka zawsze można liczyć! Tym razem pamiętnik autorstwa mojej żony, więc "nieco" ;) inny punkt widzenia. Komenatrze mile widziane ;)
pozdrawiam
_________________
Jackie
Evolution never ends...
http://wybieramaso.pl/
 
 
 
akbi 
I Love SPEEDway


Auto: Subaru Forester 2.0XT .. 18r
Zaproszone osoby: 65
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 12275
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 10-08-2007, 13:24   

Fotki super ... zwłaszcza te w okularach :badgrin:
Ja bardzo żałuje, że te 4 lata temu jak też tam byłem to nie miałem aparatu cyfrowego ... ale zostało mi 4 godziny filmu na pamiątkę :D

Zauważyłem, że zwiedzaliśmy bardzo dużo tych samych miejsc - zwłaszcza te z Waszej drugiej części wycieczki.

Podziwiam Betty, że zapamiętała tak dużo japońskich słów ... mi się udało zapamiętać znacznie i w ogóle brzmienie tylko jednego :mrgreen:
aligato - dziękuję :D

eh ta Japonia ... zupełnie inny świat ... 8)
_________________

Subaru Legacy 10MY 2.5 GT 2014 IV - 2018 III
Galant EA5W SE '99 2007 IV - 2015 III
Lancer CB4W GLXi '94 2005 XII - 2007 V
Ostatnio zmieniony przez akbi 10-08-2007, 13:32, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
dm17
[Usunięty]

Wysłany: 10-08-2007, 13:30   

Jacki - super stronka i muszę stwierdzić że Twoja ukochana ma dar do pisania :D
Super strona zrobiona z masą fotek - tak właśnie powinna wyglądać relacja z wycieczek :!: :!:

Pozdrawiam
 
 
Krzyzak 
moderator mitsumaniak
uczestnik I Zlotu MM


Auto: E32, CR29, 5F, DCJ, 7N, Y2
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 28 Kwi 2005
Posty: 24319
Skąd: był Malbork, teraz Gdańsk
Wysłany: 13-08-2007, 09:43   

akbi napisał/a:
aligato

arigato
 
 
akbi 
I Love SPEEDway


Auto: Subaru Forester 2.0XT .. 18r
Zaproszone osoby: 65
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 12275
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 13-08-2007, 10:34   

Krzyzak napisał/a:
akbi napisał/a:
aligato

arigato

heh ... możliwe
... tym bardziej podziwiam Beatę, że zapamiętała tyle japońskich słów :P
_________________

Subaru Legacy 10MY 2.5 GT 2014 IV - 2018 III
Galant EA5W SE '99 2007 IV - 2015 III
Lancer CB4W GLXi '94 2005 XII - 2007 V
 
 
 
igi 
Mitsumaniak

Auto: Lancer Kombi 1.6 Invite
Kraj/Country: Polska
Dołączył: 22 Mar 2005
Posty: 3765
Skąd: innąd
Wysłany: 13-08-2007, 10:42   

akbi napisał/a:
tym bardziej podziwiam Beatę, że zapamiętała tyle japońskich słów


Beata pamięta wszsytko z podróży (jak wrócili to opowiadała ze 2 godziny dzień po dniu godzia po godzinie) za to Jackie kompletnie nic nie pamiętał (poza tym że leciał :D ) :D Ciekawe dlaczego :?:



:mrgreen: :rolleyes:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Ta strona używa ciasteczek (ang. cookies) w celu logowania oraz do badania oglądalności strony.
Aby dowiedzieć się czym są ciasteczka odwiedź stronę wszystkoociasteczkach.pl
Jeśli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie ciasteczek na tej stronie, zablokuj je w opcjach Twojej przeglądarki internetowej.